Warto zignorować wyjątkowo słabą okładkę i zagłębić się w ciekawą historię. To wciągające fantasy z dobrymi bohaterami i historia, która może urzec. Rewolucji nie ma i nie będzie, ale przyjemności jest sporo, a miejscami nawet bardzo dużo.
Bo też dzięki zdolnościom Marii V. Snyder, łatwo jest się zagłębić i zatracić w zupełnie nowym świecie i jego bohaterach. W świecie „Siły trucizny” magia jest zakazana. Król ginie w krwawym przewrocie, uprzywilejowani dotąd magowie skazani są na zagładę. U szczytu władzy staje wojskowa dyktatura i przewodzący jej komendant, bezlitosny, okrutny, wydający bezwzględne wyroki za złamanie jego prawa. Na egzekucję czeka Yelena, która – chociaż w samoobronie – ale jednak odebrała czyjeś życie. Ale prawo jest jasne, śmierć musi być konsekwencją spowodowania śmierci. Niespodziewanie jednak Yelena unika ostatecznego sądu i dostaje nowe zadanie. Będzie teraz testować posiłki samego komendanta, przerażonego wizją otrucia. Yelena z dnia na dzień musi odnaleźć się w świecie intryg, kłamstw i niebezpieczeństw. Na dodatek okazuje się, że obdarzona jest magią. Czy uda jej się przetrwać?
To nie jest żadne ugładzone fantasy dla dzieci, ale książka dla każdego, któremu gatunek jest miły literackiemu sercu. I chwała jej za to. Niezmierną siłą tej powieści jest doskonały, niezmiernie plastyczny świat w Iksji. Ciekawy, oryginalny, jednak inny niż wszystkie, o co paradoksalnie w fantastyce bardzo dzisiaj trudno. Dobrze napisani są bohaterowie, zwyczajni a jednak nie, niejednoznaczni, angażujący. Nie ma tutaj jakiejś dramatycznej rewolucji, ale całość jest niezmiernie sprawną, dobrze i wartko napisaną powieścią. Jest się z kim utożsamić, jest co przeżywać, jest się w co zaangażować. Dzieje się bez przerwy, wydarzenia gonią wydarzenia, a to co najważniejsze zostawione jest na sam koniec. Tak jak w dobrych książkach być powinno. To takie fantasy dla wszystkich.
O.K.