Przez cały film niebezpiecznie balansujemy na granicy nieznośnego, kloacznego humoru, na szczęście przekroczona jest ona naprawdę tylko kilka razy. To w zasadzie całkiem przyzwoita komedia z kilkoma bardzo dobrymi momentami. Własnej matki bym nie wzięła. Ale koleżankę wysłałabym w ciemno.
Nie ma co ukrywać, ten film przeznaczony jest raczej dla młodszego, niż dla starszego widza. To on lepiej zrozumie humor, lepiej utożsami się z bohaterami, ba może nawet przypomni sobie kilka koszmarnie upokarzających rzeczy, jakie wydarzyły się jemu samemu. Fabuła jest prościutka. On jest z Wielkiej Brytanii, ona z Australii. David i Mia poznają się na egzotycznej wyspie i z miejsca uznają, że są sobie przeznaczeni. David prosi Mię o rękę, deklaruje też gotowość przeprowadzki do ukochanej. Na ślub przybywa zaledwie dzień wcześniej, zabierając z rodzinnego kraju swoich najlepszych kumpli. Ani David, ani jego przyjaciele nie spodziewają się jednak, że trafią w sam środek australijskiego klanu polityki, nieznanych im zwyczajów, narkotyków i owcy, która rezyduje dumnie na posesji. A i ta australijska strona może nie być gotowa na to, co zobaczy.
Być może nie jestem w stanie całkowicie zaakceptować poziomu humoru w filmie Elliotta, ale spokojnie mogę znaleźć wiele rzeczy, za który go lubię. To przede wszystkim aktorzy, ci naczelni z komedii brytyjskich (kocham Krisa Marshalla, idę w ciemno na każdy jego film), ale też ci, których dawno już nie widziałam na światowych kinowych ekranach. Zachwyciłam się Olivią Newton – John, której – przyznaję szczerze – zupełnie nie poznałam. Oczarowała mnie, mniej lub bardziej znana obsada drugoplanowa. Z przyjemnością popatrzyłam na przepiękne zdjęcia i scenografię. I gdyby nie tych kilka marnych kloacznych żartów (przyznaję, że pozostających w mniejszości), ten film mógłby z powodzeniem stać się komedią dla każdej grupy wiekowej. Tak jest tylko dla młodszych i młodszych plus. Całość bez wątpienia nie uniknie porównań do „Kac Vegas” i tutaj bez wątpienia wypadnie słabiej, troszkę przez słabsze (nie znaczy to jednak, że złe) aktorstwo, głównie jednak dlatego, że te „Kac Vegas” był pierwszy. Cóż, takie prawo losu. Zawsze bardziej śmieszy oryginał.
Marta Czabała