Jest ok, chociaż trudno jest tutaj mówić o sensacji. Czyta się to dobrze, ale całość ginie w zalewie podobnych książek. Jeśli na nią traficie to dobrze. Jeśli nie, też nie ominie was zbyt wiele. Ot, jedna z wielu powieści fantasy.
Chociaż podobno całość ma być trylogią, więc może jeszcze będzie lepiej. Na razie jest najwyżej dobrze i to jedynie czasami.
Miasto Deephaven już dawno nie jest bezpieczne. Odbudowuje się po burzliwej wojnie domowej. Wszędzie panuje szaleństwo, bieda, wola przetrwania. Młody Berren chce innego życia. Dlatego w przypływie desperacji okrada tego, kogo okradać nie wolno – łowcę złodziei. Za swój czyn powinien zapłacić życiem. Mistrz Syannis ma jednak wobec niego inne plany. Czy jednak takie, które będą lepsze od śmierci lub reszty życia w kamieniołomach?
Trudno jest tutaj mówić o sensacji, bo też książka Stephen’a Deas jest na pewno dobra, ale też nie lepsza od innych. Całość oparta jest mocno na schematach, na historii biednego chłopca, który dostaje się pod opiekę mistrza. Reszty historii łatwo jest się domyślić. Za dużo jest tutaj opisów, czy refleksji, za mało akcji. Przyznać jednak trzeba, że jeśli już się zdarza, jest na tyle ciekawa, żeby w miarę zaangażować. Sporo jest tutaj miłych tajemnic i zagadek, na tyle miłych, że można książkę docenić. Ale czy zaangażować się na dobre?
Jeśli lubicie fantasy, to książka dla was, nawet jeśli gdzieś to wszystko już było. Rewolucji nie ma. Ale czy zwykła przyjemność nie wystarczy?
P.A.