Możecie lubić oryginał lub nie, ale należy mu przyznać należne miejsce w klasyce gatunku i wśród filmów kultowych. Jakakolwiek ponowna ekranizacja ma więc trudne zadanie. Musi zmierzyć się z legendą. Ma marne szanse ją pokonać. Ale może przynajmniej jej dorównać.
Tym bardziej jeśli dwa filmy science – fiction dzieli aż 22 lata. To bardzo dużo w historii kina, które przeszło przecież niewyobrażalne zmiany. Największe, nie ma co tutaj ukrywać, w zakresie technologii i efektów specjalnych. To co oryginalna „Pamięć absolutna” uzyskiwała scenografią, teraz można dostać siedząc za monitorem dobrego komputera. Nie ma chyba specjalnej niespodzianki w stwierdzeniu, że taki film musi być przede wszystkim pokazem przykładowych efektów specjalnych. I swoje zadanie spełnia. Efekty, doskonała ale nie przesadzona scenografia, dają świat wciągający, nie tylko swoją opowieścią ale i samym wyglądem. Jest realistycznie, przyjemniej, satysfakcjonująco dla nawet najbardziej wymagającego wielbiciela science – fiction.
Sama historia jest podobna do pierwszej ekranizacji, okrojona jednak w stosunku do tekstu. Cóż, takie są prawa filmu. Douglas Quaid ma poczucie, że coś w życiu mu umyka. Nie wie tylko jak wiele. Kiedy próbuje skorzystać z usługi sztucznego wszczepiania wspomnień, okazuje się, że sztucznie wszczepione może być życie które zna. Kiedy śladem mężczyzny rusza policja, a wrogiem okazuje się własna żona, Quaid rusza na poszukiwanie własnego „ja”, odnajdując znacznie więcej niż mógł się spodziewać.
A my oglądamy imponujące pościgi, oszałamiające bitwy. Tempo jest oszałamiające, akcja pędzi bez reszty do przodu, wydarzenia gonią wydarzenia. Wizualnie to film zachwycający, pełen doskonałych, nie przesadzonych efektów. Aktorsko, dobry, chociaż najlepiej wypada chyba Kate Beckinsale w roli nieprzejednanej, złej policjantki. Wszyscy inni są dobrzy, czasami najwyżej przyzwoici (najsłabsza Biel), ale dają radę. Wiedzą, że przede wszystkim muszą szybko biegać, dobrze się bić i efektownie wyglądać w bardzo obcisłych strojach. I w ten sposób wypadają doskonale.
I chociaż 22 lata dały opowieści znacznie lepsze opakowanie wizualne, jest jedno „ale”. Być może właśnie dlatego, że to remake. Nie ma w tym filmie nic porywającego, nic poza doskonałym wizualnym aspektem. Nie ma tego, co Dick przekazywał swoim czytelnikom, tego co sprawiało, że wracali do tego książek i opowiadań przez lata. W pierwszej części było, mimo plastikowych i tandetnych efektów. W drugiej nie ma. Kogo za to winić?
Marta Czabała