Dziedzictwo Katherine Webb już wkrótce w księgarniach! Zaczytaj się w tajemniczej historii pewnej rodziny… Zbliża się premiera Dziedzictwa, niezwykłej opowieści o upartym dążeniu do prawdy i siostrzanej miłości. Już 19 września w księgarniach pojawi się wyczekiwana powieść Katherine Webb, bestsellerowej pisarki, malującej przed czytelnikiem obraz pewnej rodziny naznaczonej tragicznymi decyzjami, z niezmierzonymi stepami Ameryki przełomu wieków oraz ponurą brytyjską rezydencją w tle.
Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści o siostrach, Erice i Beth, wracających do domu zmarłej niedawno babki i odkrywających rodzinne tajemnice, do których nikt nigdy wcześniej nie dotarł.
Fragment 2
Dobiega północ, a Beth i ja jesteśmy już w swoich pokojach. Tych samych co zawsze, w których czekały na nas te same kapy, gładkie i wypłowiałe. Na początku wydało mi się to surrealistyczne. Ale właściwie po co zmieniać kapy w pokojach, których się nigdy nie używa? Wątpię, czy Beth już śpi. Cisza w domu dźwięczy jak dzwon. Materac zapada się nisko w miejscu, w którym siadam, stracił już swoją sprężystość. Łóżko ma ciemne dębowe wezgłowie, a na ścianie wisi akwarela, teraz całkiem wyblakła. Łodzie w porcie, chociaż nigdy nie słyszałam, żeby Meredith wybrała się na wybrzeże. Sięgam za wezgłowie, macając pionowe przęsła, dopóki jej nie znajduję, łamliwej i oblepionej kurzem. To wstążka, którą tam zawiązałam - czerwona plastikowa wstążka z kokardy na prezencie urodzinowym. Przywiązałam ją za łóżkiem, kiedy miałam osiem lat, żeby mieć jakiś sekret, o którym tylko ja będę wiedziała. Mogłam o niej myśleć po powrocie do szkoły. Wyobrazić ją sobie, schowaną, nietkniętą podczas sprzątania, gdy ludzie wchodzili i wychodzili z pokoju. Coś, o czym wiem tylko ja; pamiątka po mnie, którą zawsze odnajdę.
1902
Bathilda nie ogłosiła zaręczyn swojej bratanicy z Corinem Masseyem. Odmówiła pomocy przy kompletowaniu wyprawy ślubnej, zakupie ubrań podróżnych i pakowaniu skórzanych kufrów. Zamiast tego obserwowała, jak Caroline starannie składa nowe, szyte na miarę ubrania, spódnice z klinów i haftowane szmizjerki.
- Pewnie uważasz się za emancypantkę, skoro porywasz się na taką ekstrawagancję. Dziewczyna Gibsona, bez dwóch zdań - orzekła.
Caroline nie odpowiedziała, chociaż słowa ciotki ją ubodły, bo trafiła w sedno. Zawinęła biżuterię w niebieski aksamit i wetknęła ją do kuferka z kosmetykami. Później wyruszyła na poszukiwania Bathildy w ich ogromnym domu przy Gramercy Park i znalazła ją usadowioną w smudze wiosennego słońca, tak oślepiająco jasnego, że odjęło starszej kobiecie lat. Caroline ponownie poprosiła o ogłoszenie jej zaręczyn. Chciała, żeby wszystko odbyło się jak należy, oficjalnie, ale jej prośba nie znalazła zrozumienia u ciotki.
- Nie ma czego świętować - odparowała Bathilda. - Cieszę się tylko, że mnie tu nie będzie i uniknę tych wszystkich pytań. Wracam do Londynu, zamieszkam z kuzynką mojego drogiego zmarłego męża, damą, którą zawsze darzyłam wielką sympatią i poważaniem. Teraz już nic nie trzyma mnie w Nowym Jorku.
- Wracasz do Londynu? Ale… kiedy? - zapytała bardziej potulnie Caroline. Z rozpaczą uświadomiła sobie, że mimo dzielących ich konfliktów ciotka Bathilda była jej jedyną rodziną, jedynym domem.
- W przyszłym miesiącu, kiedy pogoda będzie bardziej sprzyjać podróżom.
- Rozumiem - wyszeptała Caroline.
Założyła ręce przed sobą, splotła ciasno palce i zacisnęła dłonie. Bathilda podniosła wzrok znad książki, którą dotąd czytała ostentacyjnie, i posłała bratanicy niemal napastliwe spojrzenie.
- W takim razie nie będziemy się już widywać, jak sądzę - bąknęła Caroline.
- Istotnie, moja droga. Ale nie widywałybyśmy się, nawet gdybym została w Nowym Jorku. Wyjeżdżasz zbyt daleko, bym mogła tam wygodnie dojechać. Podam ci mój adres w Londynie i oczywiście musisz do mnie napisać. Ale śmiem twierdzić, że będziesz miała dość towarzystwa na farmie. Jestem pewna, że w okolicy będą inne żony farmerów - odparła i z lekkim uśmiechem wróciła do książki.
Koronkowy kołnierzyk zdawał się dusić Caroline. Poczuła przypływ paniki i nie wiedziała, czy ma biec do Bathildy, czy od niej uciekać.
- Nigdy nie okazałaś mi miłości - wyszeptała przez ściśnięte strachem gardło. - Nie rozumiem, dlaczego jesteś tak zaskoczona, że idę za tym, kto mi ją oferuje. - Po czym wyszła z pokoju, zanim Bathilda zdążyła wyszydzić jej słowa.
Po upływie czterech tygodni od ślubu ucałowała rumiany policzek Bathildy, szukając w zachowaniu ciotki jakichś oznak żalu. Ale tylko Sara odprowadziła ją na dworzec, łkając niepohamowanie u boku swojej młodziutkiej pani, kiedy gniade konie stąpały energicznie po zatłoczonych ulicach i alejach.
- Nie wiem, jak to teraz będzie, panienko. Nie wiem, czy spodoba mi się w Londynie! - płakała dziewczyna, a Caroline wzięła ją za rękę i splotła ciasno palce z jej palcami, zbyt rozemocjonowana, żeby wydusić z siebie choćby słowo. Dopiero na widok lokomotywy, która gwałtownie wyrzucała z siebie parę i sadzę, wypełniając jej nozdrza cierpkim zapachem rozgrzanego żelaza i węgla, wreszcie poczuła, że jest na świecie coś, co cieszy się na tę podróż tak samo jak ona. Zamknęła oczy, kiedy pociąg ruszył z wolna naprzód, głośno i uroczyście zanosząc się parą. Jej dawne życie się skończyło, a nowe - właśnie się rozpoczynało.