Rasowy melodramat. Mamy osoby dobre i bardzo złe. Dobrych ludzi czekają ciężkie chwile, ale zostaną nagrodzeni; złych spotka nawet jeśli nie kara, to niepowodzenie w ich knowaniach. Książka jest nieskomplikowana, ale może właśnie dlatego czyta się ją gładko. Wielbicielom romansów historycznych na pewno dostarczy wiele przyjemności.
Lydia w wieku dwudziestu ośmiu lat zostaje wdową. Trudno jednak mówić o żałobie, skoro jej zmarły mąż bił ją i był okrutny na różne podłe sposoby. Jej dorośli pasierbowie i jedna z pasierbic nie kochają Lydii i są niemal tak okropni jak ich ojciec. Chcą jak najszybciej pozbyć się macochy ze swojego życia, nie dbając o to, czy ma dokąd pójść i za co żyć. Nieoczekiwanie okazuje się, że to właśnie Lydii przypada cały, niemały spadek. Dziewczyna rusza na Alaskę, do swojej jedynej żyjącej krewnej, ciotki Zereldy. A pasierbowie zgrzytają zębami i knują na całego.
Ponieważ akcja rozgrywa się w XIX wieku, wszystko toczy się w innym niż współczesny rytmie. Nie tylko nie można zadzwonić do kogoś w innym mieście, ba! nawet list dociera jednocześnie z podróżującą osobą albo i po niej. A bohaterowie książki Tracie Peterson podzieleni są na dwa miasta – wielkie Kansas City i małą Sitkę na Alasce. Alaska też wygląda inaczej niż w Przystanku Alaska – Indianie zamykani są na noc w obozie, jest tu mnóstwo Rosjan, stacjonuje wojsko. Lydia znajduje przyjazny dom u swojej ciotki Zereldy, a na horyzoncie błyskawicznie pojawiają się konkurenci do jej ręki, na czele z przystojnym i dobrym do szpiku kości Kjellem Lindquistem.
I knowania pasierbów, i romans Lydii rozwijają się w sposób satysfakcjonujący czytelnika. Trzeba tylko dodać, że to romans nie do końca dwuosobowy – ważną rolę bowiem w książce odgrywa Bóg. Lydia musi pogodzić się z przeszłością i dopiero, gdy jest gotowa zaufać Bogu, może też oddać swą rękę zakochanemu w niej Kjellowi. W powieści Lydia zadaje wiele pytań na temat obojętności i niesprawiedliwości Boga; a ciotka Zerelda i Kjell wspomagają ją w jej dylematach. Jest tu też trochę rozważań na temat złego traktowania Indian, wierności małżeńskiej i ufności wobec nieuczciwych pracowników. Szczęśliwie dla Lydii i innych bohaterów akcja toczy się tak, że ich słuszne i uczciwe postępowanie zbiega się ze szczęśliwym rozwiązaniem problemów. Bóg, czas i inni dobrzy ludzie na pewno pomogą; trzeba wierzyć, że wszystko ma swój sens i że ostatecznie znajdzie dobry koniec. Dla tych, którzy obawiają się religijnego przesłania – przekaz nie jest natrętny i w dodatku rozsądnie zmieszany z całkiem dynamicznym rozwojem akcji. Boję się tylko zgadywać, jakie przykrości spotkają Lydię w kolejnych tomach, bo Preludium brzasku to pierwsza część trylogii. Ale z drugiej strony ciekawa jestem, co zdarzy się innym bohaterom, a prawdę powiedziawszy bohaterkom – co najmniej jedna z nich to dobry materiał na kolejną romansową opowieść.
Magdalena Rachwald