Równoległy świat ze złym cesarzem i dwójka nastolatków chcących zaprowadzić pokój. Jest tej książce kilka miłych rzeczy, których wcześniej nie było w fantasy, na tyle miłych, że całość sprawia przyjemność. Nawet tym, na co dzień do znudzenia dorosłym.
Bo szczerze mówiąc, to moja pierwsza przygoda z Brandonem Mullem, autorem przecież uznanym, cenionym, chociaż przeznaczonym dla młodszych czytelników. Ale miłość do fantasy zwyciężyła. Sięgnęłam po najnowszą powieść, początek kolejnej trylogii. Nie przeżyłam tego tak, jak pewnie przeżyłby całość nastoletni czytelnik. Ale samej książce nie mogę nic zarzucić. Bawiłam się całkiem dobrze. I chętnie sięgnę po część kolejną.
Chociaż historia jest jakby z innych książek znana. Trzynastoletni Jason Walker całkowicie niechcący przenosi się do równoległego świata. Lyrian to miejsce rządzone twardą ręką przez czarnoksiężnika i cesarza Maldora. Jego przeciwnicy zeszli do podziemia, wierząc, że istnieje tajemne słowo klucz, którego wypowiedzenie w obecności Maldora, skutecznie zakończy jego panowanie. Jason wchodzi w posiadanie pierwszej sylaby słowa, skupiając na sobie natychmiast uwagę złego władcy. Od dalszej misji nie ma już odwrotu. Towarzyszyć mu będzie Rachel, rówieśniczka, sprowadzona także przypadkiem z naszego świata. Oboje zrobią wszystko aby zakończyć misję sukcesem.
Osobiście wolałabym, żeby główni bohaterowie mieli co najmniej kilka lat więcej, co dałoby możliwość bardziej złożonych wątków, ale cóż, Mull wyspecjalizowany jest w książkach dla dzieci. W tej najnowszej powieści jest sporo tego, co już w innych powieściach czytaliśmy. Mamy więc złego władcę, oczywiście okrutnego i tych dobrych bohaterów, którzy muszą go zwalczyć. Mamy rycerzy, miecze, kusze, szable. Osobiście trochę żałuję, że jak już czytamy o równoległym świecie, musi on niemalże z zasady być mniej rozwinięty niż nasz własny. Czy taka musi być właśnie fantastyka? Czy może jednak ktoś kiedyś napisze o równoległym świecie, gdzie ludzie są znacznie bardziej rozwinięci niż my sami? Czy to już będzie science – fiction? I czy oba gatunki nie mogą się mieszać i żyć w zgodzie?
Ale do rzeczy. Jest tutaj dużo schematów, ale i nowych przyjemnych elementów, pozwalających się tą książką absolutnie zauroczyć. Osobiście do gustu przypadły mi różne rasy świata Lyrian, niektóre wyrastające z nasienia w ziemi, niektóre mogące dowolnie oddzielać wszystkie członki swojego ciała, a jednocześnie nad nimi panować. Podobało mi się bardzo przyjemne, nieszablonowe zakończenie, zostawiające sporą ochotę na część kolejną. To właśnie dlatego nieistotne stały się schematy, nieważne powtórzenia. „Świat bez bohaterów” to pierwszorzędna powieść fantasy dla każdego. Z przyjemnym, wciągającym światem. Z ciekawymi bohaterami, choć bardziej ciekawi są ci drugoplanowi. Z miłą ochotą na część kolejną. Ja już czekam, chociaż dawno skończyłam „naście” lat.
Marta Czabała