Kiedy dziewczynka staje się kobietą
Intymne wyznanie nastoletniej „dziewczynki w czerwonym płaszczyku”. Autorka odkrywa w niej nowy, do tej pory skrywany, fragment swojej historii. To opowieść o niezwykle emocjonalnej więzi córki z matką, o dojrzewaniu nastolatki, miłości, samotności i cierpieniu. Punktem wyjścia opowiedzianej historii jest odkrycie przez córkę romansu matki z żonatym mężczyzną.
Roma, dojrzewająca nastolatka, czuje się przez matkę zdradzona. Przeraża ją cielesność i zmysłowość miłości, szpieguje więc matkę aby uniemożliwić ten związek, ale też by poznać obce dotąd, nieznane oblicze najbliższej jej osoby. Niezgoda na otaczającą rzeczywistość jest w Romie tak wielka, że prowadzi ją do anoreksji. Autorka śmiało i szczerze po raz pierwszy opowiada o tym doświadczeniu i walce z pragnieniem śmierci.
Dziewczyna musi także stanąć do walki o życie swojej matki, która nie wytrzymując presji otoczenia, i dramatyzmu sytuacji podejmuje próby samobójcze. Jest to dla wrażliwej nastolatki przyspieszona lekcja dorosłego życia.
W całość wkomponowane są fragmenty Pamiętnika Anny Abrahamerowej - babci Romy. Jest to piękny opis przedwojennego, żydowskiego, krakowskiego świata: bale, stroje, luksus… Lektura pamiętnika jest dla Romy ucieczką od rzeczywistości, przeniesieniem się do ulubionego świata wyobraźni, ale też do historii własnej rodziny.
"Moja najdroższa, ukochana Tosiu…"
Przestraszona, przerywam lekturę. Czy on rzeczywiście pisze do mojej mamy?
Wiem, że nie powinnam tego czytać. Moja twarz robi się czerwona - czuję, jak płoną mi policzki. To są listy miłosne, gorące, przepełnione tęsknotą - tęsknotą i czymś jeszcze, czego nie umiem nazwać.
"Twoje pocałunki…" Po raz pierwszy odkrywam, że ludzie mają takie tajemnice, to się nazywa erotyka, pożądanie… I to się rodzi nie w rozumie człowieka, ale gdzieś w ciele. Dlaczego? Po co?
Czytam i czytam, i prawie dławię się tymi wszystkimi słowami. "Chciałbym dotykać Twojego ciała…" To mnie przeraża i do głębi zawstydza. Przecież on jest stary, ten wujek, jeszcze starszy od mamusi, a ona ma już czterdzieści lat!
Czytam i myślę o moim zmarłym ojcu. Jak ona mogła o nim zapomnieć? Przecież tak się kochali! Pamiętam jeszcze, jak byliśmy na wakacjach, ten jeden raz, kiedy byliśmy razem, kiedy skończyła się wojna, a on wrócił z Oświęcimia. Chodziliśmy na spacery na łąki pełne kwiatów. Jak oni się wtedy przytulali, całowali. "Patrz, jaką masz piękną mamusię" - mówił on. "Patrz, córeczko, to jest twój tatuś, nasz ukochany tatuś" - mówiła ona, a potem przyszli dwaj panowie w szarych płaszczach i tatusia zabrali do samochodu. Nie chcieli powiedzieć, co się stało. Później szybko odjechali, a my zostałyśmy same na pustej drodze i nie wiedziałyśmy, co robić. Aresztowali go. Potem długo siedział w więzieniu i nikt nie chciał nam powiedzieć dlaczego. W końcu wypuszczono go do domu, bo był bardzo chory.
Miałam wtedy siedem lat, ale dobrze to pamiętam. A potem tatuś umarł i mama tak strasznie płakała, a i dziś czasem płacze…
A teraz ten wujek chce dotykać jej ciała… wstrętne. Czuję, jak żołądek podchodzi mi do gardła… Nie będę jadła kolacji! Już nigdy nic nie będę jadła.
"Odkąd byłaś moją… całować… dotykać ciała". Nagle odkrywam, że miłość to nie tylko słowa…
Z korytarza z oddali zbliżają się kroki mamy. Gwałtownie wciskam listy z powrotem do torebki. Kilka się chyba pogniotło. Nie szkodzi. Odkładam torebkę na jej dawne miejsce. Siadam i staram się wyglądać tak, jakby się nic nie stało. Ale czuję, że w środku cała jestem z kamienia.
- Co ci jest? - pyta mama z troską. Patrzy na mnie uważnie. - Masz wypieki… masz gorączkę? Miejmy nadzieję, że się znów nie przeziębiłaś! - Dotyka ręką mojego czoła i policzków, by sprawdzić, czy nie mam gorączki.
Chciałabym odtrącić tę rękę, która dotykała ciała obcego mężczyzny. Wstrętne! Tę chłodną, obcą dłoń, która już nie jest dłonią mojej mamy. Jest mi tak strasznie niedobrze…
Sztywnieję cała pod tym dotykiem. Ale zachowuję się tak, jakby nic się nie stało. Moja mama nie może się dowiedzieć, że odkryłam jej tajemnicę. Nikt nie może się dowiedzieć, co myślę. Nikt nie może się dowiedzieć. Od tej chwili wiem, że jestem sama na świecie.
Od tej pory wiem, że ona mnie zdradziła.
(fragment książki)
Wywiad z Romą Ligocką:
W listopadzie w Wydawnictwie Literackim ukaże się Pani nowa powieść Dobre dziecko. Bohaterką jest "dziewczynka w czerwonym płaszczyku", tylko kilka lat starsza. Dlaczego zdecydowała się Pani na powrót do tej postaci?
Roma Ligocka: Myślę, że powinnam była od razu napisać tę cześć mojej biografii, ale nie mogłam. Okazało się, że wspomnienia - szczególnie te bolesne - mają swoje warstwy i nie wszystkie można odkryć naraz. To, co piszę w tej książce, było tak głęboko poruszające, wstydliwe i trudne, że potrzebowałam wielu lat, już jako pisarka, wielu konfrontacji - z moimi innymi książkami i z czytelnikami - żeby dojść do momentu, w którym mogę to opisać. I może się wydawać, w porównaniu z tym, co przytrafia się dzieciom i młodym ludziom, że nie jest to nic aż tak strasznego - nikt mnie nie mordował i nie katował. Jednak w dzieciństwie i w okresie dojrzewania człowiek jest niesłychanie wrażliwy, bezbronny i upokarzany przez otoczenie. Tutaj znalazłam powód, dla którego warto było odsłonić bardziej bolesne warstwy mojej duszy, ponieważ miałam nadzieję, że ludzie, którzy będą to czytali, też odkryją w sobie młodego człowieka. Nieprawdą jest, że dojrzewanie, kiedy jest się młodym, ładnym i wesołym, to okres szczęśliwości. Dojrzewanie jest bardzo trudnym procesem i o nim przede wszystkim piszę w tej książce.
Jest to bolesny okres również ze względu na relację między matką a córką. Czy z chłopakami jest prościej?
Wydaje mi się, że tak. Sama mam syna i relacja z nim od początku była zupełnie inna, pomijając już to, że kiedy byłam matką wiedziałam już dużo więcej, o tym, czym jest trauma, nerwica, czym są wszystkie możliwe komplikacje psychiczne, jakim poddawany jest człowiek. Byłam bardziej świadoma od swojej matki. W latach 50. o dojrzewaniu, traumie, depresji nie wiedziano nic. Nie mówiło się o psychoterapii. Jakby człowiek w każdym wieku musiał zachowywać się tak, jak mu otoczenie kazało. Straszny gorset obyczajów, wymagania ze strony rodziny powodowały, że relacje między ludźmi były trudne. Napisałam tę książkę także po to, żeby dodać odwagi zarówno matkom, jak i córkom. Jest ona, jeśli można tak powiedzieć, dedykowana matkom i córkom w tym wiecznym konflikcie dwóch kobiet - bliskich, a jednocześnie tak odległych wobec siebie.
Wspomniała Pani, że akcja powieści-wspomnień toczy się w latach 50. Jak postrzegano wtedy depresję, szczególnie tę związaną z przeżyciami wojennymi?
Nie istniało wtedy takie pojęcie. Nie używano również pojęć "stres", "terapia", "mobbing", "trauma". O tzw. syndromie post-traumatycznym czy o depresji u dzieci zaczęto mówić dopiero od połowy lat 60. Wcześniej, jeżeli dziecko nie jadło lub nie rozmawiało to znaczy, że było niegrzeczne i należało je karać. Tak samo jak dysleksja, czy kłopoty w uczeniu się - wszystko określano jako niesforność, za którą dostawało się po łapach. Szkoła była jak dom poprawczy, o czym piszą także inni autorzy. To rodzaj obozu dla niesfornych ludzi, których trzeba było uporządkować, uformować, tak, aby byli grzeczni. Wydaje mi się, że współczesne dziecko, gdyby znalazło się w takim domu i szkole jak moja, nie wytrzymałoby. Nie chciałabym, żeby czytelnik wyobrażał sobie, że opowiedziana historia jest zamknięta i dotyczy wyłącznie lat 50. Nie, z podobnymi rozterkami przychodzą do mnie także współczesne matki. Być może ta książka pomoże uporać się z problemami w relacji matka-córka i z problemem "jak żyć po traumie?". Trauma nie jest bowiem rzeczą, która sprowadza się do okresu wojny. Dla niektórych codzienność potrafi być traumą.
Tytułowe "Dobre dziecko" przestaje pewnego dnia jeść. Czym jest nie-jedzenie dla nastoletniej Romy?
Ten temat nurtował mnie od dawna. Dużo piszę o anoreksji, chociaż nigdy tak jej nie nazywam - to pojęcie też było wtedy nieznane. Mówiło się: "ta i ten - głównie jednak ta - zagłodziła się na śmierć i umarła", to się zdarzało. Piszę o tym bo mam świadomość, że współcześnie (szczególnie za sprawą mediów) anoreksję rozpatruje się w takich kategoriach, że dziewczyna w młodym wieku chce być ładna i szczupła, dlatego przestaje jeść. Gdyby anoreksja sprowadzała się tylko do tego, to nie byłaby aż taką straszną chorobą i może łatwiej uleczalną. Anoreksja to odpowiedź młodego człowieka na niemożliwość poradzenia sobie z cierpieniem, ze światem, z konfliktem. Dziecko odmawia jedzenia, bo chce umrzeć. Jest to rodzaj samobójstwa na raty. Nie wie, jak bronić się przed cierpieniem, dlatego nie je - wtedy wszystko oddala się, staje się spokojniejsze, bardziej czyste. Jest to ta sama myśl, która pojawia się w głowie ludzi, którzy chcą popełnić samobójstwo: jeżeli połknę pastylki, czy rzucę się do głębokiej wody to przestanę cierpieć. W pewnym momencie ja sama nie chciałam żyć. To, że dziś rozmawiamy jest dowodem na to, że udało mi się to uczucie przerwać. Pisząc książkę bardzo zależało mi na tym temacie. Chcę podać rękę rodzicom i dzieciom, które z jakichś powodów nagle zapadają na tę straszną chorobę. Książka nie jest studium choroby. Chciałam w niej pokazać wiele aspektów składających się na okres dojrzewania.
Książka, mimo że bardzo poważna i emocjonalna, kończy się szczęśliwie. Roma ma swoje małe przyjemności, które sprawiają jej radość. Między innymi pamiętnik babci, otrzymany od mamy. Proszę jeszcze zdradzić nam kilka szczegółów na ten temat.
Bardzo lubię pamiętnik babci, niestety zachował się tylko jeden tom, a podobno było ich więcej. Nie znałam jej. Widziałam ją raz w życiu w getcie, kiedy miałam urodziny. Kończyłam dwa lata i wtedy babcia pojawiła się w naszym domu, po czym poszła i więcej jej nie zobaczyłam - zginęła w komorach gazowych, zamordowana przez Niemców. Znam ją ze wspomnień matki. Kiedy czytałam pamiętnik na użytek książki zobaczyłam, jak stany emocjonalne, zwyczaje i obrazy przeplatają się w życiu rodziny i w kolejnych pokoleniach. Nie każdy zdaje sobie z tego sprawę. Miałam to szczęście, że mogłam zajrzeć w życie mojej babci, które w porównaniu z późniejszymi losami mojej rodziny, jest pogodne, bezpieczne, beztroskie. Babcia opisuje wydarzenia z roku 1929. Ma czterdzieści pięć lat i już wtedy zastanawia się jak ułoży się życie jej dzieci i jak będą wyglądać wnuki. Jest pewna, że wszystko będzie dobrze, nie wie, że jej syn zginie w kopalni, którą wysadzili Niemcy, kiedy wszyscy robotnicy byli pod ziemią; że jej córki zginą w komorach gazowych, przeżyje tylko jedna. Nigdy nie przyszło babci do głowy, co wydarzy się ze światem. Dla mnie jest to wzruszające kiedy babcia przejmuje się, że ma za dużo malin w ogrodzie i że córki wolą tańce od nauki. W porównaniu z tym, co wydarzyło się później w Polsce i Europie, zmartwienia te są niewinne. Ma swoje kłopoty, ale jest osobą szczęśliwą w porównaniu z nami. Pamiętnik pokazuje nam przedwojenny świat, w którym są powozy, bale, piękne stroje, muzyka, poezja.
To tak jakby wysłała Romie pocztówkę z innego, lepszego świata.
Dokładnie tak! Piszę, że nie znałam mojej babci, ale czasem mi się śni, bierze mnie za rękę i pokazuje z dumą śliczny dom, piękne meble secesyjne, obrazy, koronki, kwiaty i ciasto różane, które piekła. Dopiero teraz widzę, że moja mama w tych strasznych powojennych czasach próbowała gotować podobne potrawy, wychowywała mnie w podobny sposób, dbała o mieszkanie tak, jak kiedyś dbało się o nasz dom. Potem robiłam to ja. Gdzieś w nas, a szczególnie w kobietach, przechowuje się tradycja rodzinna.
Mamy przed sobą projekt okładki Pani najnowszej książki. Jest tu piękne zdjęcie nastoletniej Romy, trochę w negliżu, twarz dziecka, jeszcze aniołka, ale właściwie widać już na niej rodzącą się seksualność kobiety. Jak to było w przypadku tej nastolatki?
Dziś oczywiście i my patrzymy na to inaczej. Czasy się zmieniły i dziewczynom wolno znacznie więcej, ale na tamte czasy aż zdumiewa mnie odwaga tego zdjęcia. Dawniej świat był bardziej niewinny. Na zdjęciu widać kontrast - jest dziewczyna o twarzy dziecka, która czuje, że coś się z nią dzieje. Jest nawet przestraszona własnym ciałem. Postanowiliśmy dać na okładkę tę fotografię nie tylko dlatego, żeby epatować ramieniem, ale dlatego, żeby pokazać, że dzieciom nie jest łatwo. Często wiele normalnych rzeczy, które się z nimi dzieją, odbierają jako coś złego. Chcą być dobrzy, ale zachowują się prowokująco. Fotografia ma pokazać tę trudność dojrzewania.
Wydawać by się mogło, że nastolatka z lat 50. i współczesna młoda dziewczyna to dwie różne osoby, ale jednak problemy tej relacji, dojrzewania chyba pozostają cały czas aktualne.
Jak najbardziej! Pisują do mnie młode dziewczyny, a nie jestem przecież terapeutką, o swoich zdumiewających problemach, niepewnościach i lękach, że aż się nieraz dziwię, że pocałunek, SMS lub mail od jakiegoś chłopaka wprowadza dziewczyny w stan bliski samobójstwa, czy kompletnego upadku ducha. Nie mogą sobie z tym poradzić. Jeżeli pomyślimy, że na okładce jest, jak już powiedziałyśmy, trochę niekompletnie ubrana dziewczyna, to tym bardziej porusza fakt, że dzisiaj, nie tak dawno temu, popełniła samobójstwo dziewczyna, której półnagie zdjęcia opublikowali szkolni koledzy. Myślę sobie, że gdyby to zdjęcie wtedy pojawiło się gdzieś w prasie, być może też byłabym bliska samobójstwa ze strachu i wstydu. Cieszę się, że już po latach mogę sobie na nie pozwolić.