Zbliża się premiera powieści „W mrok”, drugiej po „Do światła” książki Andrieja Diakowa w ramach Uniwersum Metro 2033, wyczekiwanej nie tylko przez fanów literatury postapokaliptycznej, ale wszystkich wielbicieli dobrej literatury przygodowej. Tę prawdziwie mroczną opowieść będzie można kupić od 7 listopada. Już dziś zapraszamy do zapoznania się z jej pierwszym fragmentem. Można go przeczytać samemu lub wysłuchać w niezapomnianej interpretacji Krzysztofa Gosztyły. Rozsmakujcie się w początkowych zdaniach i dajcie się uwieść tajemnicom petersburskiego metra.
Zapowiadamy liczne konkursy, które będą towarzyszyły każdemu publikowanemu fragmentowi. Jak zwykle postaraliśmy się o atrakcyjne nagrody: tym razem są to wyjątkowe zapalniczki benzynowe z nadrukowanym logiem serii Uniwersum Metro 2033. Ci z Was, którzy czytali „Do światła” znają wartość tego, zdawałoby się, niepozornego przedmiotu. A znalazł on też swoje miejsce w nowej książce Diakowa.
Ale to nie wszystko… Mamy jeszcze jedną niespodziankę: Z autorem przygód Tarana, Gleba, Giennadija i innych będzie można się spotkać w Lublinie w trakcie festiwalu Falkon 2012. Zaproszony przez wydawnictwo Insignis Andriej Diakow będzie gościem Falconu w dniu 24 listopada.
Wydawnictwo Insignis Media prezentuje
Projekt Dmitrija Głuchowskiego
„UNIWERSUM METRO 2033”.
Andriej Diakow „W mrok”
z rosyjskiego przełożył: Paweł Podmiotko,
czyta: Krzysztof Gosztyła
FRAGMENT PIERWSZY
Z daleka dziwne zwierzę bardziej niż cokolwiek innego przypominało dryfujący okręt podwodny. Kawał ogromnej nieruchawej ryby, której dalekim krewnym był, sądząc z wszelkich oznak, wieloryb. Jednak jakiekolwiek podobieństwo do tego ostatniego znikało, gdy spojrzało się na pokraczną, przypominającą narośl płetwę na garbatym grzbiecie olbrzyma – wypisz, wymaluj kiosk okrętu podwodnego, który wypłynął na powierzchnię na zwiady.
Jeszcze do niedawna lewiatan czuł się na wodach Bałtyku beztrosko. Na wiele mil wokół nie znalazło się stworzenie zdolne przeciwstawić się jego sile i chwytowi miażdżących wszystko szczęk. Mutant głośno uderzył o wodę potężnym ogonem i wydał z siebie przeciągły basowy ryk. Bojowy zew poniósł się daleko, więznąc w białawej mgiełce, gdzieś na granicy widoczności.
Chociaż jedno zagrożenie jednak istniało… Gotowy, by powtórnie oznajmić całej okolicy o swoim przybyciu, morski drapieżnik wzdrygnął się, gdy z północy, niby w odpowiedzi, dobiegł ostry, wibrujący dźwięk. Mieszkaniec głębin zastygł na moment, jakby nasłuchując, i kiedy dźwięk się powtórzył, zatrząsł w oburzeniu całym swoim masywnym cielskiem, machnął na pożegnanie ogonem i skierował się ku głębinie.
Pomimo nędznych rozmiarów mózgu lewiatanowi wystarczyło poprzednie spotkanie z właścicielem dziwnego zawołania, by dobrze zapamiętać jedną prostą prawdę – tego rywala lepiej omijać z daleka. Potężnych rozmiarów bestia pływała wyłącznie na powierzchni, miała doskonale odporną na ciosy skórę, a na dodatek wypluwała z siebie rozżarzone, kłujące igiełki sprawiające niewiarygodny ból. Tracąc wtedy niemałą liczbę zębów i czując na własnej skórze ognisty oddech nieznanego wcześniej drapieżnika, lewiatan po raz pierwszy poczuł strach i teraz, ulegając zaprogramowanym przez naturę odruchom, szybko odpływał jak najdalej, by znaleźć sobie nowy, wolny teren łowiecki.
Ledwie w miejscu, z którego zbiegł mutant, uspokoiła się powierzchnia morza, kiedy opancerzony dziób gigantycznej metalowej konstrukcji przeciął ją, rozepchnął niczym olbrzymi pług, zostawiając po