Osobiście nie lubię określenia „disnejowskie love story”, chociaż nie jest ono zastosowane bez powodu. Jest tutaj sporo nadmiernie kwiecistego języka, trochę nieznośnych metafor i dialogów. Nie zabraknie tego słynnego seksu, którym tak ekscytowały się czytelniczki w części pierwszej. Strasznie to wszystko napuszone, ale przyznaje wszem i wobec: nie mogłam się od tej książki oderwać. I chociażby dlatego nie będę się tym razem z niej nabijać. Ma swój magnetyzm. I jest wyłącznie, ale to wyłącznie dla kobiet.
Najwyraźniej E.T. James trafiła na jakiś bardzo podatny grunt, torując sobie drogę do naszych marzeń i fantazji. Bo to właśnie nas, kobiety ma zaczarować. To my chcemy być porwane w magiczny świat Anastasii Steele, której życie z Christianem Greyem powoli zaczyna przypominać związek o jakim marzyła. Po brutalnym i nieszczęśliwym rozstaniu, szybko okazuje się, że oboje nie są w stanie bez siebie żyć. Walcząc z własnymi demonami przeszłości, Christian proponuje Anie związek partnerów. Nie ma już Pana, nie ma Uległej. Oboje próbują zacząć od nowa, angażując się w związek coraz bardziej. Wkrótce jednak okazuje się, że przeszłość Christiana daje o sobie znać w bardzo niebezpieczny sposób.
I ten poboczny wątek to dla mnie największy atut tej dość długiej książki. Poza nadmiernie kwiecistymi opisami seksu BDSM, znanymi z części pierwszej, mamy bowiem jeszcze dodatkowe, równie (bardziej?) interesujące wątki, troszkę kryminalne, trochę społeczne. To dzięki nim książka nabiera świeżości, wciąga w sposób wcześniej nieznany. I bardzo dobrze, obawiam się, że mogłabym nie znieść kolejnego, sześciuset stronicowego opisu wyuzdanego seksu, niezależnie od tego jak bardzo mógłby on kręcić. Bo przecież w gruncie rzeczy kręci, nawet jeśli nie chcemy się do tego przyznać.
Ale nawet te opisy nie są w tej książce bardziej atrakcyjne niż sam główny bohater. Christian Grey to symbol mężczyzny idealnego, uosobienie naszych codziennych marzeń. To jego postać pozwala nam zapomnieć o problemach i kłopotach z własnymi mężczyznami. To on jest odskocznią i magnesem tej książki. Która z nas nie chciałaby chociaż na chwilę mieć takiego Christiana, mężczyznę bez reszty oddanego swojej kobiecie, zakochanego, przepełnionego pożądaniem, takiego, dla którego ukochana jest zawsze na pierwszym miejscu? Ach, dobrze jest pomarzyć. Może to i wszystko oklepane, na pewno zbyt górnolotne, ale naprawdę, naprawdę wciągające. Słowo honoru.
Marta Czabała