Pół życia - Studentnews.pl recenzuje

Do najnowszej książki Jodie Picoult jakoś nie było mi spieszno. Poprzednie trochę mnie zmęczyły, nadmiernym dramatyzmem, przerysowaną formą i formatem, niemalże identycznym w każdej kolejnej powieści. I chociaż ten format wieloosobowego narratora wciąż jest taki sam, tym razem historia mnie urzekła. Nie ma tutaj nieznanych większości ludziom dramatów. Jest dramat, ale ludzki. Prawdziwy. Taki, który mógłby się wydarzyć każdemu z nas.

Chociaż trudno go życzyć, nawet najgorszemu wrogowi. Carę przywozi z imprezy Luke, jej ojciec. Podczas drogi powrotnej ulegają ciężkiemu wypadkowi. Cara ma złamany bark i potłuczenia. Jej ojciec ma wiele wewnętrznych obrażeń, w wyniku których jest w śpiączce. Jego stan lekarze określają jako beznadziejny i bez rokowań. Carą opiekuje się matka, była żona Luke’a. To też ona dzwoni do syna Edwarda, aby wrócił do domu, po sześcioletnim wyjeździe do Tajlandii, gdzie uciekł po kłótni z ojcem. Edward wraca do domu bez wahania, zastając pogrążoną w rozpaczy siostrę, która nie umie pogodzić się z tym co się stało. Między nim a Carą narodzi się poważny konflikt co do przyszłości ojca. Żeby go wyjaśnić, oboje będą musieli poradzić sobie z duchami przeszłości, nauczyć się znowu żyć razem i wspólnie wyjść na prostą.

Po książkach Jodie Picoult można mieć już pewne oczekiwania. Można spokojnie spodziewać się wieloosobowego narratora, czyli spojrzenia na dany konflikt oczami kolejnych jego uczestników. I to mamy też tutaj. To opowieść Edwarda, jego konfliktu z ojcem, powodu do wyjazdu i powrotu. To spojrzenie Cary, trochę odrzuconej przez matkę na rzecz jej nowej rodziny, bezkompromisowo zakochanej w ojcu, nie rozumiejącej jego rzeczywistego stanu. To opowieść matki obojga, relacjonującej związek z mężczyzną, który wybrał swoją pasję ponad miłość do rodziny. Wreszcie, to opowieść samego Luke’a, który pokazuje swoją prawdziwą miłość, silniejszą niż ta do żony i dzieci. Picoult daje nam też jeszcze kilku pobocznych bohaterów, ale to ci główni liczą się najbardziej, dając swoje spojrzenie na wspólne życie i dramat, jaki im się wydarza. To prosta historia, rozgrywająca się w kilka tygodni, opisująca uczucia rodzinne, najważniejsze uczucia, jakie można mieć kiedykolwiek. Ta pozorna prostota historii to jej największa siła. Nic nie jest tutaj wydumanego, nic wymyślonego. W przeciwieństwie do kilku poprzednich dramatów Picoult, nie ma tutaj nic nadmiernie dramatycznego, nie ma wydarzenia, które pokazane jest tylko po to aby wywołać emocje. Jest coś, co może się zdarzyć każdemu, co zdarza się wielu, kiedy musza zadecydować o losie najbliższego. Picoult kolejny raz, z ogromną łatwością opisuje uczucia kolejnych swoich bohaterów, interpretując ich przeżycia, pokazując nam jak wielka może być miłość rodzinna. Nie zabraknie tutaj znanych z poprzednich powieści motywów (proces, oskarżenia, prawnicy), większość jednak sprowadzi się do prostych rodzinnych uczuć i przeżyć. Jest wciągająco, wzruszająco (strasznie), nie da się tej książki odłożyć. Kiedy już myślałam, że odpocznę sobie od książek Picoult, ta dała mi taką niespodziankę. No kurcze blade.

Marta Czabała


Komentarze
Polityka Prywatności