Ciężka książka, nieprzyjemna, dla osób o słabych nerwach i delikatnym smaku niestrawna. O gwałcie, przemocy w rodzinie, torturach, jedzeniu ludzkiego mięsa i takich tam rozkosznych sprawach. I jednocześnie, przyznaję to nie bez przykrości, całkiem dobra.
Christopher Cleek ma rodzinę i dobrą pracę. Wydaje się najporządniejszą osobą, którą każdy sąsiad chciałby zaprosić na barbecue. Od czasu do czasu wybiera się na polowanie; w trakcie jednego z nich jego łupem pada dzika kobieta, kanibalka. Cleek nie oddaje jej policji ani pracownikom społecznym, nie, ten uroczy ojciec rodziny więzi ją we własnej piwnicy.
Jak szybko się przekonamy, lepszą osobą jest dzika kobieta niż pan prawnik, co nie znaczy, że jest dobra. Zaczynamy jej kibicować, choć z całą pewnością nie jest to szczególnie miła osoba, żaden tam „szlachetny dzikus”. Czy kobieta wygra? Czy pomoże rodzinie prawnika? W pewnym sensie, to jednak gorzkie, nieprzyjemne zwycięstwo.
Opisy przemocy i okrucieństwa są detaliczne, szczegółowe i obrazowe. Narracja jasna i klarowna. Obraz zła, przekazywanego z pokolenia na pokolenie, przekonujący. Piszę to z poczucia przyzwoitości, bo to nie jest ten rodzaj książki, za którym przepadam. Za wiele tu naturalistycznie pokazanego okrucieństwa i przemocy, a ja wolę okrucieństwo i ohydę nie z tego świata. To powieść, którą można zupełnie spokojnie zakwalifikować do działu „wytwór chorego umysłu”. To jednak nie do końca prawda. Najbardziej przeszkadza mi to, że gdyby pominąć dziką kobietę rozsmakowaną w ludzkim mięsie, to możnaby tę książkę spokojnie uznać za ponurą, realistyczną powieść o przemocy w rodzinie. A tego unikam jak ognia.
Na zakończenie otrzymujemy opowiadanie Reproduktor, ciąg dalszy opowieści zaczętej w Kobiecie, jej dopowiedzenie. Podobnie jak powieść, też jest dobre i nieprzyjemne, choć nieświetne, nie wiem, czy obroniłoby się samo.
Magdalena Rachwald