Trylogia dobiegła końca. Ostatni tom jest równie długi co jego poprzednicy, ale zdecydowanie mniej porywający. Opisy pikantnych zabaw czytaliśmy już w poprzednich częściach, a sama historia jest mocno niedopracowana, źle zakończona, pozostawiająca niedosyt.
Tym razem E. L. James zdecydowanie odsunęła na drugi plan akcję i postawiła na wielostronicowe opisy wyznań miłości, deklaracji wzajemnej wierności i fascynacji. A szkoda, bo druga część otworzyła kilka przyjemnych możliwości sensacji, nawet thrillera. A tutaj? Nieszczególnie, chyba że lubicie ckliwe romanse na kilkaset stron. Część trzecia wita nas podróżą poślubną Any i Christiana, którzy spędzają kilka leniwych tygodni w Europie, wspominając swój magiczny ślub, ciesząc się swoją obecnością. Ale nawet najpiękniejsze podróże się kończą. Państwo Grey wracają do domu i do pracy. Wszystko wskazuje na to, że mają jednak prześladowcę, który nie zawaha się targnąć na ich życie.
Ale ten wątek sensacyjny jest całkowicie niewykorzystany. Kończy się szybko, dając miejsce chyba trzystu stronom wyznań miłosnych, seksu we wszystkich możliwych kombinacjach, deklaracjach wiecznego związku. Potem powraca na kilkanaście kolejnych stron, ale tylko po to, aby nasi małżonkowie mogli pogodzić się po kłótni i przezwyciężyć chwilowy kryzys. Trochę tych wszystkich wyznań i wzdychań do siebie nawzajem jest za dużo, tym bardziej, że są do bólu wprost cukierkowe. Może nie jestem grupą docelową (jestem za młoda, albo wręcz odwrotnie), ale przeciągane na setki stron są po prostu męczące. Na dodatek James dodaje jeszcze do całości oczekiwany przez wszystkich (jak rozumiem) happy end (pisany dość chaotycznie, z przeskakującą co rusz chronologią akcji) oraz nieznośnie słodziutki opis pierwszego spotkania Any i Christiana, tym razem pisany z jego perspektywy. Wszystko jest wyciągnięte do granic możliwości, polukrowane, miejscami przypomina typowego harlequina. I chociaż dalej rozumiem, dlaczego trylogia jest tak popularna, dlaczego kobiety wzdychają do kogoś takiego jak Christian Grey, muszę jednak przyznać, że ponad 1000 stron całej trylogii to trochę za dużo. I mam szczerą nadzieję, że E L James nie da się namówić na cześć kolejną. Przecież jeszcze i tak czeka nas film. Pewnie też w trzech częściach.
Marta Czabała