Pewnie i tak większość ludzi obejrzała film w kinie, a nie sięgnęła po książkę, ale cóż. Ich strata, bo warto… Krótki wstęp przedstawiony w filmie nie jest w stanie oddać prawdziwego obrazu sytuacji jaka miała miejsce w Iranie w listopadzie 1979 roku. Książka w tym zakresie jest bezkonkurencyjna a zarazem ciekawa tym bardziej, że na dobrą sprawę temat „konfliktu” z Iranem jest jak najbardziej żywy aż po dzień dzisiejszy. Nawet, jeśli krajem nie rządzi już Ajatollah Chomeini…
Odbicie 444 zakładników przetrzymywanych w budynku ambasady amerykańskiej w Teheranie przez tłum fanatycznych studentów właściwie nigdy nie wchodziło w rachubę. Tutaj mogła zaradzić jedynie dyplomacja, a ta na pewno nie miała łatwego zadania w związku z udzieleniem schronienia Szachowi przez Stany Zjednoczone. Dlatego cała uwaga skupia się na tym co możliwe, czyli próbie wydostania z terenu Iranu grupki 6 urzędników ambasady, którym udało się przez przypadek zbiec w momencie ataku na placówkę.
Książka obfituje chociażby w niezmiernie interesujące opisy podobnych akcji ekstrakcji z wrogiego terytorium wysokich rangą szpiegów KGB, córki Stalina, polityków, wojskowych. Kwestie przygotowania „otoczki” dla ewakuacji takiej osoby, dokumentów, ochrony innych agentów jak i przygotowania samego ewakuowanego są naprawdę wciągające. I co najważniejsze i oczywiste zarazem, nie mają wiele wspólnego z akcjami znanymi z filmów szpiegowskich. Mnogość elementów i osób, które muszą idealnie ze sobą współgrać w tym samym miejscu i czasie jest zadziwiająca. Tym większy szacunek dla osób wykonujących tę pracę. Akcje te obejmowały jednak z reguły konieczność wywiezienia jednej osoby. I to co czyni „Operację Argo” ciekawą jest kwestia uczynienia tego samego, ale z 6 osobami na raz!
Na minus muszę zaliczyć fakt, że książkę momentami czyta się jak spis abonentów TP SA. Za dużo nazwisk, funkcji. Z jednej strony spowalnia to akcję i dodaje autentyczności opisywanym wydarzeniom, ale z drugiej strony po prostu można się pogubić: co, kto, gdzie, jak… Niemniej jednak książka zdecydowanie warta jest uwagi nawet, jeżeli wiadomo jak się kończy (jeśli ktoś obejrzał film). Wstęp może nieco długi, ale jak już się przez niego przebrnie robi się niemalże tak samo ciekawie jak w najnowszym filmie o 007… Tyle, że bez efektów specjalnych. Dreszczyk emocji gwarantowany. Film dobry, książka ciekawsza.
Julian Karoca