Dama w bieli - Studentnews.pl recenzuje

Dama w bieli

W 1904 r. na statku płynącym z Antwerpii do Nowego Jorku pojawiła się pasażerka na gapę. Bez bagażu, ubrana w wieczorową białą suknię. Nie wiadomo, kim była i dlaczego postanowiła przepłynąć ocean zabierając ze sobą tylko to, co miała na sobie. Dörthe Binkert stworzyła tajemniczej damie przeszłość. Nieważne, czy zgadywała dobrze, jej wersja jest ciekawa.

Książka jest ładnie napisana, z wieloma ciekawymi postaciami. Każdą z nich poznajemy całkiem dobrze, bo narracja prowadzona jest z wielu punktów widzenia, przez wiele osób – każda z nich ma własny bagaż doświadczeń i na swój sposób ocenia damę w bieli. Szczególną rolę odgrywa rzeźbiarz Henri. Nie oczekujmy jednak oczywistych romansowych rozwiązań, choć mogę obiecać, że bez miłości się nie obejdzie.

Książka ma wiele literackich zalet, a Henri naprawdę przypadł mi do serca. Powieść bywa jednak nieco nużąca; z drugiej strony wywoływała też we mnie poczucie narastającego zagrożenia. Miałam wrażenie, że znowu oglądam Dogville Larsa von Triera i powinnam oczekiwać gwałtów i wielkiego pożaru (przepraszam, jeśli zepsułam przyjemność z odkrywania na własną rękę potworności Dogville tym, którzy jeszcze nie widzieli tego filmu). Na szczęście, na szczęście, statek dopływa do Nowego Jorku bez jednego spięcia w instalacji, a choć bez seksu się nie obejdzie, gwałtu uda się uniknąć.

Wyjściowa tajemnica jest ciekawa, niemal jakbyśmy oglądali CSI albo Bones, choć zamiast trupa mamy żywą, choć nieco rozkojarzoną młodą kobietę. Czasem jednak lepiej tajemnice pozostawić bez rozwiązania. Rozwiązania bywają zwykle bardziej prozaiczne niż zagadki, nawet jeśli kryją życiowe dramaty.

Magdalena Mara


Komentarze
Polityka Prywatności