Trans śmierci - Studentnews.pl recenzuje

Trans śmierci

Przyjemny, oldskulowy horror Mastertona z 1986 roku. Ludzie nie mają iPadów i iPhonów, więcej - nie mają nawet telefonów komórkowych. Latają za to z Tennessee na Bali i wprowadzają się w trans śmierci, żeby spotykać się ze zmarłymi.

Z jednej strony mamy producentów oleju bawełnianego i margaryny. To świat uprzejmych dżentelmenów południowców; niektórzy z nich są również gangsterami. Z drugiej mamy mistyczną Bali, świątynie, Wdowią Wiedźmę Rangdę i grasujące w świecie umarłych wampiry lejaki, które mogą cię zabić również w świecie żywych.

Randolph Clare prowadzi firmę produkującą olej bawełniany, który przetwarzany jest na margarynę (jest więc, choć Masterton tego nie podkreśla, ewidentnie po stronie zła, w końcu uczestniczy w wytwarzaniu szkodliwych dla naszego zdrowia utwardzanych tłuszczów roślinnych, no ale wtedy pewnie jeszcze margaryna nie wywoływała niepokoju dietetyków). Ma wdzięk kombajnu i twardo stoi na ziemi, ale gdy zechce skontaktować się z nieżyjącymi członkami rodziny, uzna, że tradycyjny balijski trans śmierci brzmi całkiem rozsądnie.

(Uwaga, będę trochę spoilować!)

Zaraz na początku książki Randolph zostanie pozbawiony żony, co otworzy interesujące perspektywy w związku z atrakcyjną, młodą sekretarką. Nie do końca wykorzystane. Masterton jest tym razem wyjątkowo powściągliwy, jeśli chodzi o wprowadzanie do akcji mistycznego seksu. Morderstw i gwałtów jest za to w bród. Kto oczekuje odcinania głów i nóg, wypruwania wnętrzności, rozrywania na strzępy i odgryzania głów, nie będzie miał na co narzekać. Za większą część zbrodni odpowiedzialni są śmiertelnicy - walka o dominację w świecie margaryny bywa naprawdę bezwzględna.

Randolph w poszukiwaniu wyjaśnienia, kto i dlaczego zamordował jego bliskich rusza w świat. Z potrzeby spotkania się z rodziną raz jeszcze wędruje z Tennessee na Bali i z powrotem. Nie jest to epicka powieść jak u Tolkiena (nie tego też oczekuję od Mastertona), to jednak czyta się ją z przyjemnością. Zapewne to jedna ze słabszych wczesnych książek Mastertona, ale na pewno nie jest zła; na tle jego nowych dzieł błyszczy jak złoty ząb przy implantach. Jest starannie napisana i przemyślana, opisy są smakowite i złożone. Za swoje niecałe 35 złotych dostajemy kawałek porządnej rozrywki.

Magdalena Mara


Komentarze
Polityka Prywatności