100 dni bez słońca - Studentnews.pl recenzuje

100 dni bez słońca

Na co dzień, jeśli okoliczności mnie nie zmuszają, staram się trzymać daleko od polskiej współczesnej ambitnej prozy. Wit Szostak był mi całkowicie nieznany i zaczynałam czytać tę powieść bez żadnych wstępnych oczekiwań, również co do gatunku. I choć 100 dni bez słońca dzielą od udanej książki lata świetlne, to jednak są całkiem fajną zachętą, żeby poczytać sobie tego autora więcej.

Bohater książki Wita Szostaka jest przystojnym mężczyzną, z dobrym gustem, ciepłym i skromnym, przyciągającym uwagę kobiet. Ma konkretne osiągnięcia na polu nauk humanistycznych, wykazuje się samodyscypliną, szacunkiem wobec autorytetów i zamiłowaniem do naukowych dysput. Krótko mówiąc, wydaje się dość nieznośny. Ponieważ jednak narracja książki prowadzona jest w pierwszej osobie, rzeczywistą postać rzeczy możemy tylko odgadywać.

Lesław Srebroń specjalizuje się w interpretacjach książek polskiego pisarza sf, Filipa Włócznika; w planach ma monografię na temat tego autora. W ramach międzyuniwersyteckiej wymiany trafia z Krakowa na Finnegany, iroszkocki archipelag. Tutaj, w college’u St. Brendan, prowadzi wykłady o swoim ukochanym autorze. Stara się wkomponować w uniwersytecką społeczność, z czasem też opracuje plan uratowania europejskiej nauki. Ma ewidentne problemy z postrzeganiem rzeczywistości taką, jaka jest i właściwym rozumieniem zachowań otaczających go ludzi. Czasem przeżywa chwile wątpliwości i frustracji, jednak zawsze znajduje w końcu właściwe wytłumaczenie i usprawiedliwienie – a jego wiara we własną wartość pozostaje niezmącona.

Oparta na takim chwycie książka jest zabawna, ale po jakimś czasie staje się dość nużąca, jak za bardzo rozciągnięty żart. Jej monotonię przełamywały pewne niedopowiedzenia, mroczne miejsca, fragmenty odstające od prostej konwencji. Jednak jakoś zwykle znajdowały proste rozwiązanie. Wierzyłam, że autor mnie zaskoczy i wytrąci z przekonania, że już wiem wszystko o tej książce; niestety nie mam poczucia, że tak się stało. Akcja przerywana jest też obszernymi streszczeniami książek Filipa Włócznika – tak jakby autor miał kilka pomysłów na książki lub opowiadania sf, ale jakoś brak mu było sił, żeby je osobno wprowadzić w życie.

Momentami podejrzewałam, że 100 dni bez końca to opowieść o prawdziwym uniwersyteckim światku, przedstawionym w mniej lub bardziej krzywym lustrze. Żeby się jednak tym bawić, trzeba znać pierwowzór; wyobrażam sobie, że gdzieś (np. w Krakowie) istnieje uczelnia, na której pracownicy naukowi ubawią się tą powieścią setnie, odnajdując w niej siebie i kolegów.

Wit Szostak pisze lekko i zabawnie, ale z tego jeszcze nie musi powstać superksiążka. Wierzę jednak, że jest w stanie taką napisać, a może nawet już napisał – mimo niechęci do polskiej ambitnej (nawet jeśli jest tylko trochę ambitna) literatury powinnam sprawdzić, co już ma na koncie. Na litość boską, dostał między innymi nagrodę Zajdla i nominację do Nike – coś w tym musi być, prawda?

Magdalena Rachwald


Komentarze
Polityka Prywatności