Wywiad z Pamelą Druckerman.

Wprowadziła zamęt w amerykańskich domach, porównując intensywne rodzicielstwo zza oceanu z rozsądnym podejściem do wychowania kultywowanym przez Francuzów. Krytykowała samą siebie i rodaków, ale było warto. Jej książka „W Paryżu dziecinie grymaszą” zyskała miano bestsellera w wielu krajach, również w Polsce. W ślad za nią powstała bardziej poradnikowa wersja „Dziecko dzień po dniu”, w której amerykańska dziennikarka, wychowująca w Paryżu trójkę dzieci, zebrała 100 złotych zasad francuskiego wychowania.

Które ze spisanych w książce francuskich zasad okazały się zbawienne dla ciebie i twoich dzieci?

Pamela Druckerman: – Z całą pewnością skorzystaliśmy z ich podejścia do jedzenia. Francuski sposób wydaje się rozsądny i bardzo prosty, ale stosowany konsekwentnie, naprawdę działa. Wystarczy trzymać się pewnych reguł: „podawaj warzywa na początku”, „wszyscy jemy to samo” czy „musisz po prostu spróbować”.

Dla dzieci moich amerykańskich znajomych jedzenie prawie zawsze stanowi wielki problem. Ich rodzice wciąż dziwią się, dlaczego nie dotyczy to moich dzieci.

Francuzki w przeciwieństwie do Amerykanek bardzo dużo uwagi przywiązują do własnego samopoczucia. Czy to jest właśnie klucz do sukcesu   myśl o sobie, a będziesz szczęśliwa w rodzinie?

– W Ameryce pokutuje przeświadczenie, że im bardziej poświęcasz się dla dziecka, tym lepszą matką jesteś. Nikt nie mówi tego głośno, ale wszyscy to wiedzą, wszyscy tak czują. Można to zobaczyć w podejściu do karmienia piersią. Da się wyczuć spotykając matki, które nigdy, do ukończenia przez malucha szóstego roku życia, nie spędzają nocy poza domem. Są i takie, które rzucają pracę, grzebiąc tym samym szansę na karierę.

Francuzi mają zupełnie inne podejście. Nie stopniują jakości macierzyństwa. Mają oczywiście świadomość, że zmienia ono życie kobiety i jej priorytety, ale we Francji wyznaje się zasadę, że żadna ze sfer życia – nie wyłączając bycia pracownikiem, żoną czy matką – nie jest ważniejsza od pozostałych. Jedną z nadrzędnych zasad opisanych w tej książce jest to, że rodzina i dom skupione całkowicie na dzieciach, nie są przyjazne i przyjemne dla rodziców, a najprawdopodobniej nie są także dobre dla samych dzieci.

Pisząc „Dlaczego zdradzamy”, porównywałaś podejście do zdrady pod różnymi szerokościami geograficznymi. Czy nie korci cię, aby w tak szerokim aspekcie napisać o podejściu do wychowania dzieci?

– Oczywiście! To byłoby fascynujące doświadczenie, śledzić jak taka książka jest odbierana w różnych zakątkach świata. Zdecydowałam się jednak skupić na Francji, bo tutaj mieszkam (mam więc mnóstwo obserwacji i materiału!). Poza tym tutejsze podejście do wychowania stanowi kontrapunkt dla „intensywnego rodzicielstwa”, popularnego nie tylko w USA, przez ostatnich 20 lat lub więcej. W Stanach pracujące matki spędzają z dziećmi obecnie więcej czasu, niż ich niepracujące prababki spędzały ze swoimi. I pomimo tego, wciąż czujemy, że robimy za mało. Francja jest daleka od ideału, ale pokazuje nam, że do macierzyństwa można podchodzić inaczej.

Najważniejsza lekcja jaką otrzymałam od francuskich rodziców? „Czasami po prostu nie da się nic zrobić. Idealne matki nie istnieją. I to jest ok”.

Czy poznałaś inne – poza francuską i amerykańską – metody wychowawcze?

– Spędzałam wiele czasu w podróży, za granicą, zanim doczekałam się dzieci, ale niestety wówczas nie przywiązywałam dużej wagi do modeli rodzicielstwa w odwiedzanych przeze mnie krajach. Jak wcześniej zauważyłaś, byłam bardziej zainteresowana romansami i podejściem do zdrady!

Mój mąż jest Anglikiem, więc spędzamy obecnie sporo czasu w Wielkiej Brytanii. Tamtejsze macierzyństwo jest bardzo zbliżone do amerykańskiego, z jego dobrymi i złymi cechami. Spotkałam tam ostatnio nianię, której rodzice kategorycznie zakazali mówić dziecku „nie”, w jakichkolwiek okolicznościach.

Brytyjska edycja książki radzi sobie całkiem nieźle…

A może inne podejścia do wychowania dzieci są wypadkową tych dwóch jakże skrajnych praktyk? Amerykanki są skupione wyłącznie na dobru dziecka, a Francuzki stawiają na siebie i związek.

– Wydaje mi się, że francuski model jest mniej ekstremalny, niż sugerujesz. Oni po prostu uważają, że życie rodzinne skupione wyłącznie wokół dziecka, tworzy nieszczęśliwe „dzieci-królów”. Dlatego stosują różnego rodzaju zasady, mające na celu utrzymanie równowagi.

Na przykład, kiedy dziecko przerywa rozmowę, rodzic próbuje mu spokojnie wytłumaczyć: „Teraz rozmawiam, ale wysłucham cię za minutę”. Jednocześnie, jeśli dziecko dobrze bawi się samo, starają się mu nie przerywać. Oczywiście nie zawsze i nie wszystko idzie tak gładko. Myślę jednak, że przewodnia idea jest słuszna i pomaga.

Na końcu książki przedstawiasz przepisy na francuskie smakołyki dla najmłodszych. Czy przeprowadzka do Paryża skłoniła cię do rodzinnego pieczenia i gotowania? Czy dzisiaj to wasz rodzinny rytuał?

– W ciągu tygodnia zazwyczaj żyję w pośpiechu. Jednak w weekendy staram się angażować dzieci w zakupy i gotowanie, kiedy tylko mogę. Uwielbiają gotować – poza tym jedzenie czegoś w czym same maczały ręce, jest ekscytujące. Najbardziej lubią – robić i jeść – ciasto czekoladowe.

Książka jest napisana z dużym poczuciem humoru. Nie brakuje w niej zgryźliwych uwag na temat amerykańskiego podejścia do ciąży i wychowania dzieci. Czy ciężko było krytycznie spojrzeć na kulturowe przyzwyczajenia rodaków?

– Moja analiza amerykańskiego podejścia do macierzyństwa, to tak naprawdę samokrytyka. I – na moje nieszczęście – przychodzi mi ona raczej łatwo! Fascynujące było dla mnie odkrycie, że rzeczy i zachowania, o których myślałam, że są naturalne bądź nieuniknione, są w rzeczywistości uwarunkowane kulturowo. Byłam na przykład święcie przekonana, że dzieci rodzą się cierpliwe albo niecierpliwe. Francuzi wierzą natomiast, że cierpliwość, to umiejętność, której uczysz dziecko, tak, jak pewnego dnia uczysz je alfabetu, albo jazdy na rowerze. A praktyka czyni mistrza.

Jak długo byłaś amerykańską mamą?  Po jakim czasie stałaś się francuska mamą?

– Wciąż jestem gdzieś po środku. Podziwiam wiele rzeczy we francuskim stylu wychowania. Staram się wcielać w życie ich podejście do żywienia, sposoby na budowanie autorytetu czy naukę samodzielnej zabawy. Zaczęłam rozmawiać z dziećmi. Pozwalam im, żeby samodzielnie odkrywały zjawiska i rzeczy, zamiast popychać je do zdobywania kolejnych umiejętności. W chwilach kryzysu i zamętu, zadaję sobie pytanie: „Co zrobiłaby francuska mama?”.

Chcę jednak, żeby moje dzieci czuły się także Amerykanami. Francuski styl macierzyństwa jest dla mnie inspiracją, ale staram się wyciągnąć to, co najlepsze z obydwu modeli wychowania.

Rozmawiała Agnieszka Minkiewicz,

Wydawnictwo Literackie


Komentarze
Polityka Prywatności