Jestem bogiem podświadomości - Studentnews.pl recenzuje

Jestem bogiem podświadomości

Beata Pawlikowska jest pisarką płodną. Co prawda zdarza jej się wydać książkę z kategorii „a tu masz miejsce na swoje notatki”, ale widać, że generalnie nie ma problemów z zapełnianiem stron słowami. Jej książkę Jestem bogiem podświadomości przeczytałam z zainteresowaniem, bo traktuje głównie o jedzeniu.

Mam problem z książkami afirmacyjnymi, uczącymi jak żyć. Jestem przeciwna tej całej pozytywnej energii, temu przekonaniu, że można nad sobą pracować, że można sprawić, że będziemy lepsi, a świat się do nas uśmiechnie. Że nie warto marnować czasu telewizją i zaśmiecać sobie żołądka słodyczami.

Ale walczę ze sobą i przyznaję, że rady zawarte w tej książce, jakkolwiek może nie odkrywcze, są słuszne. I podążanie za nimi też na pewno jest słuszne. I pod większością spokojnie mogłabym się podpisać, choć zapewne bez entuzjazmu; po prostu mrok, chaos i lenistwo są mi bliższe niż światło, pasja i zdrowie.

Tak się jednak składa, że moją obecną fascynacją jest jedzenie. A ta akurat książka Beaty Pawlikowskiej w większej części poświęcona jest temu, co warto jeść (np. orzechy, warzywa strączkowe, zioła), co można jeść (mięso, nabiał), a czego naprawdę, naprawdę się jeść nie powinno (konserwy, przemysłowo produkowane jedzenie ze słoika, suplementy diety i preparaty witaminowe). I tak czytam sobie o tym, że to co jemy decyduje o tym, jak wyglądamy, jak się czujemy, jak działamy i myślę sobie, że z moim jedzeniem musi być jednak nie najlepiej, choć przykładam się nieco do tego, co na moim talerzu się znajduje i żywnościowe przekonania Beaty Pawlikowskiej w dużej mierze pokrywają się z moimi.

Poza tym w książce jest o Nauczycielu, Uczniu, podświadomości i odkrywaniu w sobie Boga, ale to – ze względu na moje osobiste cechy charakteru i błędy mojej podświadomości – znacznie mniej wydało mi się rozrywkowe i nie potrafiłam odnaleźć frajdy z lektury.

Może to dlatego, że nie jestem w stanie wprowadzić w życie wszystkich zaleceń dotyczących zdrowego odżywiania. Jak to mówią w drugim Hellboyu: czasem twoje ciało to świątynia, a czasem wesołe miasteczko – więc czasem jadam i konserwanty, i coś z puszki, i pozwalam sobie na kostkę mlecznej czekolady, a nawet całą tabliczkę.

Wszystko to oczywiście powoduje, że nie jestem zdrowa i nie mogę jasnym okiem i klarownym umysłem objąć rzeczywistości. Że mam problemy i bywam smutna i destrukcyjna. Mimo wszystko staram się. I dlatego w ogóle nie namawiałabym Beaty Pawlikowskiej, żeby czasem wrzuciła na luz i napisała coś z większym dystansem, bo przeraźliwie jasno i klarownie widzę, że to ona ma rację, a ja się mylę.

Magdalena Rachwald


Komentarze
Polityka Prywatności