Wydanie książki jest niewątpliwie wielkim przeżyciem dla każdego pisarza, w szczególności dla pisarki, która ma zaledwie 14 lat. Książka Mileny Malek jest niewątpliwie jej wielkim osiągnięciem, chociaż wiek autorki widać na każdej stronie. Miła, kompletnie nierealna opowieść. Niestety strasznie infantylna. Do bólu.
19letnia Melissa budzi się w szpitalu. Nic nie pamięta. Jej najbliżsi przyjaciele nie zostawiają dziewczyny samej, cierpliwie uzupełniając szczegóły życia wyczyszczonego przez amnezję. Wydają się szczerzy i sympatyczni, ale czy naprawdę mówią tylko prawdę?
Ta historia urodziła się w głowie bardzo młodej autorki, trudno jest więc oczekiwać dorosłej, emocjonalnie głębszej powieści. Milena Malek ma 14 lat pewnie w jej słowach lepiej odnajdą się jej rówieśnicy. Niestety, dla starszych może być trudna. Bohaterka książki ma lat 19 (w tym wieku 5 lat przewagi nad autorką to ogromna różnica), jest oczywiście super utalentowana, ma doskonałego chłopaka, kolejny się w niej kocha na zabój. Całość dzieje się w bliżej niesprecyzowanym (z imion bohaterów wnioskuję, że anglosaskim) miejscu, gdzie młodzi rówieśnicy Melissy jeżdżą Jaguarami czy Mercedesami, mieszkają w wielkich domach, do swoich pokojów dostają się po drabinach, a całują się w takt nieśmiertelnych dla nastolatek piosenek Taylor Swift. Brzmi znajomo? Oczywiście, bo tak jak autorka wszyscy oglądaliśmy w swoim życiu masę amerykańskich filmów, które w bardzo młodym wieku robiły na nas kolosalne wrażenie. Nie ma nic złego w tym, że młoda dziewczynka pisze, ale naprawdę trudno jest ten język dziecka znieść dorosłej osobie, tym bardziej, jeśli bohaterka ma być raczej dorosła. Ledwo przebrnęłam przez sceny intymne („Ona się z tobą miziała (…) a on przesunął palcem po moim pośladku i ściągnął moje kolorowe majtki z Hello Kitty (…) i wtedy zaczęliśmy to robić (…) moje piersi falowały ze strachu (…) włożyłam mu ręce pod koszulkę a nawet pod spodnie (…) wpakowałam do jego buzi język”), teatralne teksty z tanich poradników („pamiętaj, że osobą, której zawsze możesz zaufać, jesteś ty sama”), takie niezrozumiałe dla mnie starej („wbiłam ponownie do salonu”) oraz nadmiernie (aż do przesady) ocukrzanie każdego dialogu, aż do samego końca, gdzie ilość glukozy przekracza wszelkie granice dopuszczalności. Ale jak już pisałam, może mam za dużo lat. Znalazłam w sieci bardzo pozytywne recenzje, sądząc ze stylistyki napisane przez rówieśniczki autorki. Może więc po prostu jestem za stara? Może. Niestety, bolały mnie zęby. Ale czy za 10 lat nie sięgnę po kolejną książkę, bardziej już dorosłej Mileny Malek? Kto wie?
Marta Czabała