"Nie nazywaj mnie Pamelą" ekscytuje i rozpala zmysły. Powieść wprowadza czytelników w świat pokusy, w którym to, co moralnie piętnowane, stanowi szarą codzienność. Jednocześnie książka Doroty Majewskiej to pełna mistyki i sekretów historia tragiczna: o rozpaczliwym poszukiwaniu szczęścia, szacunku i miłości w najbrudniejszych zakamarkach tego świata. Opowieść Bogny pokazuje, że w okrutnym świecie rozpusty obdarzenie kogoś uczuciem jest niewystarczające - za swoje pragnienia trzeba słono zapłacić. Jakie koszty poniosą nieszczęśliwi, poszukujący miłości? Jakie tajemnice zostaną wyjawione pod osłoną nocy?
Dorota Majewska - pisarka związana z Warszawą. Autorka licznych scenariuszy przedstawień teatralnych. W jej twórczości wielką rolę odegrał Wojciech Siemion. To w jego Petrykozach poczuła wenę, która zaowocowała kilkunastoma wierszami i powieścią "Cztery pory (u)roku".
Kim według Pani jest Bogna: grzesznicą czy pokutnicą?
Dorota Majewska: Według mnie Bogna nie jest ani grzesznicą, ani pokutnicą. Jest
dziewczyną z biednego, przyzwoitego domu. Szuka po prostu miłości mężczyzny.
Niefortunnie zakochuje się w przystojnym cudzoziemcu i ucieka z nim. Wiadomo – samą
miłością nie da się żyć. Rozpaczliwie szuka więc pracy, jakiejkolwiek. „Mogę nawet myć
cuchnące kible” – to cytat z książki, który obrazuje jej desperację. Ostatecznie dostaje
propozycję, która zmienia jej życie. Dlaczego się zdecydowała – odsyłam do książki. Mogę
tylko jej bronić, ponieważ Bogna to dobra, szczera młoda kobieta, która to właśnie walcząc
o miłość, schodzi na drogę grzechu. Moja bohaterka jednak nie daje sobie przykleić etykiety
ordynarnej dziwki. Inteligentna, wrażliwa i piękna, w każdym, nawet ponurym, dniu potrafi
znaleźć promień słońca – w pewnym momencie nawet przyznaje, że lubi tę pracę! Wiem,
brzmi to niewiarygodnie, ale jestem pewna, że czytelniczki tak, jak ja polubią ją. Przyznaję
nawet, że zrobiło mi się smutno, kiedy stawiałam kropkę przy ostatnim zdaniu tej powieści.
Na okładce jest napisane „Historia prawdziwa”...
Proszę mi wierzyć − nie jest to zabieg marketingowy (śmiech), ta historia się naprawdę
wydarzyła i nie mówię tylko o życiu Bogny, ale o całej sytuacji. Po wydaniu „Czterech pór
(u)roku” poznałam młodą kobietę, która poprosiła mnie, żebym o niej napisała. Sporo mi
o sobie opowiedziała. Potem gdzieś przepadła i wtedy miałam wątpliwości, czy napisać tę
książkę. Los jednak podesłał mi inną, młodziutką dziewczynę, która również wykonywała
najstarszy zawód świata, ale jako call girl. Podczas pobytu u znajomych w Niemczech udało
mi się usłyszeć o historiach, które pomogły mi w dalszej pracy nad „Nie nazywaj mnie
Pamelą”.
Czy uważa Pani swoją książkę za odważną, łamiącą społeczne tabu?
Tak. Uważam, że jest odważna. Sądzę, że posypią się gromy na moją głowę, ale nie
zamierzam posypywać jej popiołem. Czy łamie tabu społeczne? Myślę, że nie. Przecież
zawód prostytutka, kurtyzana znany jest od lat i nie bez powodu nazywany jest najstarszym
zawodem świata. Ten temat w literaturze nigdy nie był tabu.
Skąd zaczerpnęła Pani pomysł na postać intrygującej, tajemniczej staruszki?
Kiedyś z ogromną przyjemnością czytywałam Oga Mandino. W jego opowiadaniach
pojawiały się ciekawe, niezwykłe postaci, które znikały tak samo tajemniczo, jak się
pojawiały. Poza tym przez jakiś czas byłam asystentką iluzjonisty. Sama też musiałam
znikać.
Jaka jest Pani recepta na szczęście? Czy droga do szczęścia musi być tak wyboista, jak w
przypadku życia Pani bohaterki?
Och, gdybym taką miała, byłabym dziś bardzo bogatą kobietą. Szczęście to coś
enigmatycznego, ulotnego i pięknego. Każdy może być szczęśliwy na swój sposób. To
sprawa umysłu. Co w nim zasiejesz, to zbierzesz. Dla każdego szczęście ma inny wymiar i
droga do niego nie musi być jak po kwiat paproci. To prawda, że Bogna szła po wybojach, ale
nauczyła się marzyć... a przecież marzenia spełniają się tylko wtedy, kiedy o czymś marzymy.