Gdyby Anna Karpińska zapukała do moich drzwi w środku nocy, z radością wpuściłabym ją do domu. Ba, zrobiłabym to zawsze i wszędzie. Prawda jest taka, że kocham Annę Karpińską. Wielką miłością, którą czuję za każdym razem, kiedy tylko widzę jej nową powieść. Tę najnowszą przeczytałam w jeden wieczór, pół nocy i jeden poranek. Kończyłam na parkingu przed biurem. Inaczej nie poszłabym do pracy. Przepadam w każdą jej książkę. Bez reszty.
Z przyjemnością przepadłam więc też w tą najnowszą, wzruszającą, zupełnie pozbawioną romansowego lukru, a jednak opowiadającą o prawdziwej miłości. Nie tylko tej typowo książkowej pomiędzy mężczyzną a kobietą, ale tej do samego siebie, która czasami zatraca się wobec trudnych przeżyć. Bohaterka „Za jakie grzechy” ma tych trudnych przeżyć aż nadto. Jak lubić samą siebie, kiedy własny narzeczony porzuca cię przed ołtarzem? Na dodatek robi to na rzecz starszej siostry, która właśnie spodziewa się jego dziecka? Chociaż od feralnego prawie ślubu minęło już 5 lat, Alina wciąż nie jest w stanie przeboleć sprawy. Odsunięta od rodziny, leczy swoje rany u ukochanego wuja. Jego śmierć jest jedynie dodatkowym ciosem dla 29latki, która wciąż nie może ułożyć sobie życia i zaufać innemu mężczyźnie. W testamencie wuj zostawia Alinie swoją drukarnię. Będzie jednak jej współwłaścicielką, wraz z kuzynem ze strony ciotki, bardzo przystojnym, chociaż raczej irytującym Tomaszem…
Karpińska prowadzi swoją narrację na dwóch płaszczyznach. To opowieść o tym, jak zawalił się świat Aliny, oraz ta o starszej Alinie, powoli odzyskującej swoje życie. Obie tworzą wyjątkową, przepięknie napisaną historię bardzo zranionej kobiety, która musi odnaleźć się w swoim świecie i na nowo zaufać ludziom. Karpińska ma wyjątkową rękę do bohaterów, prawdziwych, wyjątkowych, pozbawionych patosu. Nietrudno odnaleźć się w ich historiach, bo to prawdziwe życiowe opowieści. Wielu z nas przeżywa je samodzielnie, czy to problemy na linii mąż – teściowa, wybór pomiędzy skłóconym rodzeństwem, przed jakim muszą stanąć rodzice, czy zaufanie komuś nowemu, po tym jak wszyscy inni nas zawiedli. Autorka snuje swoje opowieści, oszczędzając jednak swoim czytelnikom cukierkowych happy endów, pozwalając im wybrać własną, chociaż czasami trudniejszą drogę. Urzeka wzruszającymi, bez reszty angażującymi wątkami, porywa doskonałymi dialogami. Nie wymusza, nie przemyca nachalnych morałów. To kolejna doskonała jej powieść, emocjonalna, wzruszająca, porywająca bez reszty. Kiedy następna i dlaczego tak późno?
Marta Czabała