Przyjemna, leciutka powieść, na lepszy humor i dobrze spędzone chwile. Rewolucji nie ma, ale przyjemność spora. Ale czy to nie wystarczy?
Jak dla mnie wystarczy w zupełności. Powieść Anny Klejzerowicz jest po prostu urokliwa, pełna humoru i klimatu. Chociaż opis, jaki serwuje nam wydawca jest trochę zbyt surowy.
„Problemy młodego małżeństwa – wynikające z odmiennych oczekiwań, z banalnych życiowych nieporozumień – splatają się z potrzebą zgłębienia wiedzy o własnych korzeniach, historii, kulturze. Czy coś łączy ludzi żyjących w innym czasie, lecz w tym samym miejscu? Jakaś „energia”? A może po prostu pamięć, zakodowana gdzieś głęboko w podświadomości?” – tak oto czytam na okładce. A sama historia jest znacznie bardziej prosta. Gosia żyje w małej miejscowości na Kaszubach. Jej codzienność wypełniają dwie pasje: praca weterynarza oraz tworzenie miejscowego portalu. W domu czeka mąż Damian, sam zaabsorbowany studiami i pracą. Codzienność małego miasteczka przerywa niespodziewane odkrycie. W niedalekim kościele archeolodzy odkrywają tajną kryptę z ciałem rycerza. Na miejsce przyjeżdża Robert, szef archeologów. To właśnie Gosia staje się jego przewodnikiem po miejscowości i lokalnych legendach. Czy z takiej znajomości wyniknie coś dobrego, czy może wręcz odwrotnie?
Szczerze mówiąc, kompletnie nie znam się na legendach, folklorze, przesądach, opowieściach prawdziwych lub prawdziwych udające. Ale nic nie szkodzi, bo tym bardziej przyjemnie czytało mi się tę książkę. Pełną prawdziwej atmosfery mistycyzmu, niesamowitej energii i dużej dawki humoru. Na niespełna 300 stronach Anna Klejzerowicz wkłada tyle magii, że od książki naprawdę trudno jest się oderwać. Na drugi plan schodzi relacja głównej bohaterki z mężem, małomiasteczkową mentalnością i tajemniczym nieznajomym Robertem, który wnosi w życie kobiety coś, czego od dawna poszukiwała. Klejzerowicz subtelnie pokazuje małomiasteczkowe zwyczaje, przesadny wymóg tradycji – nigdy jednak nie przesadza, nie wyśmiewa. Wręcz odwrotnie, z szacunkiem odnosi się do każdego, nawet najmniejszego elementu, widzianego w zwyczajach czy tradycjach. Jej powieść jest przede wszystkim urokliwa. Zaraz potem pełna humoru. Na samym końcu przesympatyczna. Z przyjemnością przeczytam kolejne.
Marta Czabała