Piąta fala. Bezkresne morze - Studentnews.pl recenzuje

Piąta fala

Pierwsza część trylogii była prawdziwym, choć masowym dziełem science fiction. Druga jest znacznie bardziej spokojna, jakaś taka wyciszona. Niespecjalnie lubię, kiedy s-f skręca w stronę filozofii i dywagacji o ludzkości. A tego jest tutaj sporo. Jeśli lubiliście pierwszą część, z pewnością przeczytacie też tą. Ale czy nie będzie męcząco? Tego już nie mogę obiecać.

To, co naprawdę przypadło mi do gustu w opowieści Yancey’go, to fakt, że książki z powodzeniem trafią w gusta dorosłych czytelników, nawet jeśli główni bohaterowie są zdecydowanie bardziej młodsi niż starsi. I chociaż tych inwazji obcych mamy na różne sposoby w książkach i filmach po tysiąckroć, Yancey daje radę napisać wszystko w zupełnie odmienny sposób, mroczny, tajemniczy, pokazując to, co w sytuacjach inwazji ważne być powinno.

Wydarzenia w pierwszej części pozostawiły bezpowrotny ślad na Cassie i jej przyjaciołach. Zbici w marną liczebnie grupę starają się powoli wylizać z fizycznych i psychicznych ran. Wiedzą doskonale, że nie można ufać nikomu, nawet pozornemu przyjacielowi. Cassie wierzy, że Evan nie zdoła jej odnaleźć. Ale determinacja i wiara rządzi się swoimi prawami…

Jak to z trylogią bywa te środkowe części niemal zawsze są najsłabsze. Nie wiem jaka będzie trzecia, ale ta druga jest niewątpliwie gorsza od części pierwszej. Nie znaczy to jednak, że jest zła. W żadnym wypadku. Yancey utrzymuje ten przyjemny, mroczny klimat dobrego science fiction. Nie cukrzy, jak ognia unika patosu, nie każe swoim bohaterom wygłaszać żadnych pompatycznych tekstów o zagładzie i przyszłości ludzkości. Ale w stosunku do części pierwszej, niemalże zupełnie rezygnuje z akcji. Przeważająca większość tej książki to wspomnienia z części pierwszej, z życia bohaterów jeszcze przed inwazją. To rozmyślania Cassie i Evana na temat ich przeszłości i wątpliwej przyszłości. Całość jest jedynie okazjonalnie przerywana mocnymi (zdecydowanie w książce najlepszymi) scenami walki podjazdowej z kosmitami. Nie ma tutaj wartkości, jaką zachwycałam się w części poprzedniej, nie znaczy to jednak, że nie miałam przyjemności z czytania. Dalej podtrzymuję moje zdanie, że „Piata fala” to jedna z najlepszych książek o inwazji dla masowego czytelnika, jakie powstały od dobrych kilku lat. I mimo lekkiego westchnięcia, jakie przyszło mi zanotować przy tej książce, wciąż z niecierpliwością czekam na część trzecią.

Marta Czabała


Komentarze
Polityka Prywatności