Kolejna ciepła, urzekająca powieść Izabelli Frączyk już znalazła oddane rzesze wielbicieli. Nie mam wątpliwości, że będzie ich więcej. Ci, którzy czytali poprzednie książki autorki bez wątpienia sięgną też po tę powieść, a potem polecą ją innym, którzy jeszcze nie mieli przyjemności. Łatwo się uzależnić. To wręcz idealna książka na coraz chłodniejsze wieczory, wcześniejszy zmrok i poczucie, że dzień jest coraz krótszy. Gwarantuję, że po jej zakończeniu każdy, nawet największy malkontent będzie miał lepszy humor. I chociaż bohaterkami a pewnie i głównymi czytelniczkami Frączyk są kobiety, książki poleciłabym też panom. Duża dawka humoru i brak nachalnego romantyzmu powinna ich też zauroczyć.
Bohaterką najnowszej powieści jest Eliza. Kobiecie wydaje się, że ma w życiu wszystko o czym mogłaby zamarzyć. Jej mężczyzna być może nie jest idealny, ale kto ma jeszcze motyle w brzuchu po dwóch latach związku? Na szczęście jest jeszcze praca. Jako wykwalifikowana pielęgniarka Eliza spełnia się pracując w ekskluzywnym domu seniora, często traktując pacjentów jako członków swojej rodziny. Jej dobre serce i troska zostają nagrodzone, kiedy jedna z podopiecznych zapisuje jej w spadku lekko zapuszczony, ale wciąż działający hotel. Początkowo przerażona nieoczekiwanym nabytkiem, Eliza stopniowo zaczyna spełniać się w nowej pracy, odnajdując w końcu satysfakcję, a kto wie, może też miłość?
Podstawowym i najważniejszym składnikiem tej książki jest jej niezaprzeczalny humor. Frączyk ma niezaprzeczalnie bardzo dobrą rękę do wiarygodnych, doskonałych bohaterów, ale przede wszystkim do błyskotliwych, iskrzących humorem dialogów. Dwie główne bohaterki Eliza i Iga przyciągają swoim optymizmem, ciekawością świata, determinacją i wzajemną sympatią. Nie sposób ich nie lubić, ostrożnie podchodzącej do świata Elizy, czy sięgającej garściami po wszystko czego pragnie Igi. Frączyk subtelnie, delikatnie prowadzi swoje bohaterki przez kolejne wydarzenia, pokazując jednocześnie, że doskonałe życie wcale nie musi wyglądać tak, jak kiedyś planowaliśmy. To pełna optymizmu opowieść o tym, że marzenia możemy znajdować w każdym momencie życia. Autorka nie narzuca nam patetycznie cukierkowych tekstów o miłości, nie zmusza do określonych rozwiązań. Nie prowadzi swoich bohaterów (ani pierwszo ani drugoplanowych) do wymuszonych rozwiązań. Pozwala czerpać z książki przyjemną rozrywkę i dobre samopoczucie. Pozwala śmiać się i uśmiechać. Jeśli macie zły humor, to książka dla was. Jeśli macie dobry… też po nią sięgnijcie. Nie zaszkodzi. A może pomoże?
Marta Czabała