Jeśli jeszcze nie wiecie, kim jest Regina Brett, bardzo dużo tracicie. Jeśli jednak przeczytaliście którąś z jej książek lub któryś z jej felietonów, wiecie dobrze, jak wartościowa lektura się wam przytrafiła. Może nie zmieni ludzkości. Na pewno nie zmieni historii. Na pewno jednak zmienia i zmieni pojedyncze jednostki ludzkie, tak samo ważne jak masy, które zmieniają codzienność. Każdy ruch musi zacząć się od pojedynczej komórki. Inaczej nie da się zmienić świata.
Brett zaraża optymizmem. Kobieta po doświadczeniach, jakich naprawdę nie życzyłabym nawet najgorszemu wrogowi, jest w stanie przekonać mnie, że świat jest jednak piękny, warty zmieniania, a dobro można zauważyć w nawet najkrótszej chwili i pozornie nieprzyjemnej osobie. W swojej najnowszej książce bierze na wokandę bierze pracę. Kto z nas nie narzekał na swoje obowiązki zawodowe? Narzekamy na szefa, narzekamy na zarobki, narzekamy na to, że mamy taką pracę a nie inną. Narzekamy. Regina też narzekała, ale nauczyła się czerpać z pracy inspirację. Jak można narzekać na pracę, kiedy są na świecie ludzie, którzy marzą o tym, żeby stanąć w korkach w drodze do biura? Jak cieszyć się nominacją do nagrody, kiedy w finale się nie wygrywa? Jak walczyć o swoje marzenia, kiedy mały ludzik w głębi serca krzyczy, że nie umiemy dostatecznie dużo, że nie jesteśmy dostatecznie dobrzy? Kolejne felietony Brett zmuszają do kolejnych refleksji. Ta książka nie jest tak emocjonalna jak poprzednie dwie, ale jest jakoś bardziej rozważna. Zmusza do przemyślenia tego, co większość z nas uważa za przykry obowiązek. Brett jak zawsze uczy. Pokazuje, jak można w życiu odnaleźć nie tylko piękno, ale też pasję. To jedna z tych książek, która zmusza do przemyśleń i powoduje, że przestajemy narzekać. Słowo honoru. Doskonała, mądra, wzruszająca lektura.
Marta Czabała