After. Płomień pod moją skórą - Studentnews.pl recenzuje

After. Płomień pod moją skórą

„Gdyby Emily Bronte żyła, udusiłaby się własnymi siłami (…) Jeśli rozśmieszały was dialogi w sadze o słynnym Grey’u, przy tej książce roześmiejecie się jeszcze bardziej” - to tylko dwie z licznych opinii jakie znalazłam na zagranicznych portalach, autorstwa tych, którzy mieli już przyjemność zapoznać się z pierwszą z serii książek „After”. Fanfiction najwyraźniej jednak rządzi się swoimi prawami. Młodziutka Anna Todd napisała swoją książkę dla przyjemności i opublikowała ją w Internecie.

To właśnie tak zyskała sobie oszałamiające rzesze fanów, kontrakt na wydanie książek w wersji papierowej oraz  - jak wieść głosi – kontrakt na film. Cóż, takie historie zyskują życie tylko w Ameryce. Albo w gazetce szkolnej, gdzie ekscytować mogłyby się nimi nastoletnie dziewczynki, najlepiej snując własne fantazje. Ale kim ja jestem, żeby dyskutować z miliardem odsłon?

Bohaterką Todd jest Tessa, 18letnia absolwenta szkoły średniej, idealna wychowanka konserwatywnej matki, produkt jej niedoszłych marzeń o ukończeniu college’u. Tessa wprowadza się właśnie do wymarzonej uczelni, marząc o tym, że następne miesiące i lata spędzi na nauce i znalezieniu wymarzonej pracy, a zwieńczeniem idealnego szczęścia będzie ślub z ukochanym chłopakiem Noah. Kiedy jednak poznaje Hardina, zbuntowanego studenta z trudną przeszłością, zapomina o wszystkim. Tak jak jej ukochane literackie bohaterki postanawia oddać się namiętności. Ale czy w tak młodym wieku można wierzyć w wielką, niepowtarzalną miłość?

Nie mam nic przeciwko naiwnym wizjom młodziutkiej dziewczyny, jej marzeniom i wyobrażeniom o tym przyszłym mężczyźnie idealnym. Ba, sama pamiętam, kiedy wyobrażałam sobie tego jednego, jedynego, który zmiecie mnie z podłogi i wprowadzi w nieznany świat dorosłości. Dlatego ze zdumieniem przyjęłam fakt, że Todd napisała swoją książkę/ książki będąc już po 20 roku życia. Nie chcąc prawić morałów chyba już staruszki, podejrzewam jednak, że infantylizm tej powieści zawstydziłby każdego powyżej 15 roku życia. Infantylne (niestety w najgorszym sensie tego słowa) jest tutaj dosłownie wszystko. Bohaterowie: ona sztucznie naiwna, pozwalająca traktować się bez krztyny szacunku, uzależniona od chłopaka którego zna od 5 minut i on: schematyczny do bólu chłopczyk z traumatyczną przeszłością, który wylewa gniew co minutę na kogoś, kogo tak podobno kocha. Ich wzajemne interakcje składają się z kłótni, tandetnych wyznań miłości i opisów seksu, których powstydziłoby się Bravo, albo najgorszy z Harlequin’ów. Nie, nikt w miarę dorosły się tutaj nie zawstydzi, ale reakcje sklasyfikowałabym do czegoś pomiędzy rozbawieniem a lekkim obrzydzeniem. Trudno znieść te – niejednokrotnie kilkunastostronicowe – opisy wzajemnych kontaktów seksualnych, zarówno tych stylizowanych na nadmiernie romantyczne jak i tych przypominających strony rodem z podręcznika biologii. Rozumiem, że po „Pięćdziesięciu twarzach Grey’a” moda na literaturą erotyczną narodziła się na nowo, ale przy tej książce Grey wydaje się być wyrafinowaną literaturą bardzo wysokiego lotu, niedoścignioną z perspektywy Anny Todd. Tam była erotyka, nawet jeśli przekoloryzowana, niezbyt sensowna. Tutaj jest jej próba, w wersji dla nastolatków, na dodatek taka, po której rodzi się całkiem prawdziwa niestrawność. Nie da się tego znieść przez więcej niż 200 stron, ale tutaj jest ich ponad 600! I ten idiotyczny podtytuł! Przeżyłam, być może z rozpędu przeczytam część kolejną (skrzywienie zawodowe), ale polecać nie będę. Chociaż może nie mam racji. W końcu recenzja subiektywną rzeczą jest. Sądząc z zapowiedzi na naszych rodzimych portalach, wiele osób czeka na tę powieść. Więc jakiś sukces będzie na pewno.

M.D.


Komentarze
Polityka Prywatności