Janusz Leon Wiśniewski Udręka braku pożądania
Najnowsze opowieści Janusza Leona Wiśniewskiego pomagają lepiej zrozumieć siebie, a także nasz coraz bardziej oszalały świat.
Autor obdarowuje czytelników historiami o ludziach i ich przeznaczeniu. Te krótkie opowiadania poruszają to, co w człowieku najważniejsze: tęsknotę za miłością, rany, które nie chcą się zabliźnić, rozpacz po rozwodzie i lęku dojrzałych kobiet, za którymi już nikt się nie ogląda. Autor - mistrz krótkiej formy, za pomocą kilku zaledwie zdań potrafi przekazać prawdę o ludzkiej naturze. Nikt tak jak on nie pisze o trudnych i wstydliwych tematach, w tak otwarty sposób: o menopauzie, strachu przed rakiem, piekle pedofilii, niewolnictwu seksualnemu, ofiarach przemocy domowej i nałogach.
To książka dla tych, którzy otwarli się na ludzi, zmienili swoje życie i przestali się bać. Bo nawet po najbardziej bolesnych doświadczeniach jest nadzieja na udane życie.
"Dzisiaj rano, zupełnie naga, stałam sobie długo przed lustrem w łazience i oglądałam ślady, jakie pozostawił czas wokół moich oczu, ust, nosa, na czole, brzuchu i na piersiach. Mam zmarszczki, ale jeszcze nie bruzdy, chropowatości, przebarwienia, rozstępy, gdzie trzeba, nierówności, wypukłości i obwisłości też gdzie trzeba. Wszystko jak należy, moim zdaniem, w przypadku zadbanej kobiety w moim wieku. Mam w swojej łazience kilka nieprzyzwoicie drogich tubek z francuskimi nazwami, ponieważ w chwilach słabości dawałam się nabrać na obietnice wypisane na błyszczących kartonikach. Większość innych moich kremów to jednak zwyczajne mazidła z taniej drogerii na rogu. Pewnie, że chcę wyglądać młodziej, pewnie, że chcę, aby mężczyźni spoglądali na mnie pożądliwie, a kobiety zazdrośnie. Chcę być pożądana, i to nie tylko przez mojego męża. Odczuwam to bardziej teraz, niż gdy - dajmy na to - miałam trzydzieści lat. W ogóle, powiem panu, teraz bardziej czuję i pełniej przeżywam swoją seksualność, a przede wszystkim z większą radością. Zauważam także obecnie w sobie większą witalność niż kiedyś. W odróżnieniu, niestety, od mojego męża. On jest dziesięć lat starszy ode mnie. Ostatnio znalazłam w schowku na dokumenty, w naszej sypialni, niebieskie tabletki. Nie widzę w tym nic tragicznego. Dla mnie to raczej odczarowanie mitu. Więcej niż połowa mężczyzn w jego wieku ma kłopoty z erekcją. Ale o tym nie mówi się głośno. Lepiej dyskutować i drwić z absurdalnie nabotoksowanego, nieomal porcelanowego czoła Nicole Kidman, niż zajmować się andropauzą u mężczyzn. Mam tylko nadzieję, że mój zapobiegliwy małżonek łyka tę viagrę dla mnie, a nie dla jednej ze swoich długonogich asystentek z jędrnym biustem. Poza tym musi mieć jeszcze jakiś inny schowek, bo nigdy nie zauważyłam, aby wstawał do szafy, gdy zaczynamy... no, wie pan.
No, ale ja zupełnie nie o tym chciałam. W zasadzie po co my, kobiety, tak nagminnie oszukujemy w kwestii daty urodzenia? Czasami nabieram pewności, że moje koleżanki prędzej przyznałyby się do niskiego IQ, niż podały swój prawdziwy wiek. Chyba że poddane torturom. Nagminne kłamanie w tej kwestii to nie wymysł gazet i wynik natarczywego lobbingu przemysłu kosmetyczno-chirurgicznego. Raczej na odwrót. Media dostosowują się jedynie do potrzeb i rozpowszechniają wyczekiwane przez czytelniczki farmazony, ku ogromnym zyskom i radości księgowych w korporacjach od produkcji żeli, kremów, balsamów oraz obecnie także ampułek z botuliną, kwasem hialuronowym lub kolejnym cudownym odmładzaczem. Nie wiem, czy czytuje pan Naomi Wolf*, lat pięćdziesiąt jeden? Nie dość, że feministka tak jak pan - proszę wybaczyć zgryźliwość - to do tego przepiękna kobieta, która zwróciła ostatnio uwagę na nowy społeczny fenomen. Zauważyła, że coraz częściej mężczyznom z uwieszonymi na ramieniu dzierlatkami w wieku ich córek się nie zazdrości, tylko raczej współczuje. Dzisiejszy macho to raczej mężczyzna trzymający za rękę kobietę w jego wieku. Osobiście nigdy w to nie uwierzyłam...
"
Fragment opowiadania Rozmyślania przed lustrem