Wycieczka do Tindari

Wycieczka do Tindari inicjuje publikacje kryminałów Andrei Camilleriego w nowej szacie graficznej i małym formacie. Staraliśmy się, aby oddawała ona kryminalny charakter tych książek, i jednocześnie niepowtarzalny klimat sycylijskiego miasteczka, gdzie rozgrywa się ich akcja. Teraz już nie będzie można się rozstać z komisarzem Montalbano! A w Vigacie znowu sporo się dzieje. Przed bramą domu na ulicy Cavoura zastrzelono młodego mężczyznę. Wkrótce potem zaniepokojony Davide Griffo zgłasza zaginięcie rodziców. Okazuje się, że mieszkali oni w tej samej kamienicy, przy której popełniono morderstwo.

1.jpgCzy to nie przedziwny zbieg okoliczności? Lecz co mogło łączyć mrukliwych, stroniących od ludzi staruszków z młodzieńcem, który w pełni korzystał z uroków życia? Komisarz Montalbano głowi się nad tą zagadką, gdy otrzymuje zaproszenie do posiadłości Balduccia Sinagry. Sędziwy mafioso zwraca się do policjanta z osobliwą prośbą...

Nota o autorze:

Andrea Camilleri (ur. 6 września 1925 roku w Porto Empedocle na Sycylii) mieszka w Rzymie; jest nie tylko pisarzem, lecz także reżyserem teatralnym, telewizyjnym i radiowym. Na początku lat 40. debiutował jako poeta. Pierwszą powieść, Il corso delle cose (1978), opublikował w wieku 53 lat. Sławę przyniósł mu jednak dopiero Kształt wody (1994), który zapoczątkował cykl sensacyjny o śledztwach komisarza Montalbano z wyimaginowanego, lecz jakże prawdziwego miasteczka o nazwie Vigàta. Wraz z pojawianiem się kolejnych tytułów: Pies z terakoty (1996), Złodziej kanapek (1996), Głos skrzypiec (1998), Wycieczka do Tindari (2000), popularność Camilleriego w całych Włoszech rosła, osiągając rangę fenomenu czytelniczego. Wszystkie dotychczas tłumaczone na polski pozycje cyklu „montalbanowskiego”, jak również powieść Zniknięcie Patò (2000), ukazały się nakładem Noir sur Blanc.

Fragment książki:

„Komisarzu, mówię to panu raz na zawsze w związku z przybyciem nowego szefa ostrego pogotowia, komisarza Ernesta Gribaudo. Pańska rola będzie polegała na wspo­maganiu. W swoim komisariacie będzie się pan zajmował wyłącznie błahymi sprawami, sprawy poważne zostawi pan ostremu pogotowiu w osobach pana Gribaudo i jego zastępcy”.

Legendarny Ernesto Gribaudo. Pewnego razu, po oględzi­nach klatki piersiowej człowieka zastrzelonego serią z pisto­letu maszynowego, zawyrokował, że zgon nastąpił wskutek dwunastu uderzeń nożem, zadanych jedno po drugim.

„Proszę wybaczyć, panie kwestorze, czy zechciałby pan podać mi jakieś praktyczne przykłady?”

Luca Bonetti-Alderighi poczuł dumę i zadowolenie. Montalbano stoi przed nim po przeciwnej stronie biurka, lek­ko pochylony do przodu, z pokornym uśmiechem na ustach, mówiąc błagalnym niemal głosem. Trzymał teraz komisarza w garści.

„Proszę jaśniej. Nie rozumiem, o jakie przykłady panu chodzi”.

„Chciałbym się dowiedzieć, jakie sprawy mam uważać za błahe, a jakie za poważne".

Montalbano mógł chyba sobie pogratulować. Imitacja nieśmiertelnego Fantozziego w wykonaniu Paola Villaggio wyśmienicie mu się udawała. „Cóż za pytanie, komisarzu! Sprawy błahe to drobne kra­dzieże, kłótnie, handel narkotykami na niewielką skalę, bój­ki, kontrola cudzoziemców spoza Unii. Zabójstwo nie — to sprawa poważna”.

„Czy mogę to zanotować?” — spytał Montalbano, wyj­mując z kieszeni kartkę papieru i długopis.

Kwestor spojrzał na niego ze zdumieniem. Komisarz tro­chę się przestraszył: może posunął się w kpinach zbyt daleko i przełożony to zauważył.

Jednak nie. Kwestor wykrzywił pogardliwie usta.

„Proszę bardzo”.

Teraz Lattes powtórzy mu kategoryczny rozkaz kwestora. Zabójstwem nie wolno mu się zajmować, to sprawa w kom­petencji ostrego pogotowia. Wybrał numer szefa gabinetu kwestora.

Najdroższy pan Montalbano! Co u pana słychać? Co słychać? Jak rodzina?

Co za rodzina? Rodzice zmarli, on nie jest nawet żonaty.

   Wszyscy w dobrym zdrowiu, dziękuję, panie dyrekto­rze. A u pana?

   Wszystko w porządku, dzięki Matce Bożej. Panie komisarzu, w związku z morderstwem popełnionym dzi­siejszej nocy w Vigacie pan kwestor...

   Wiem już, panie dyrektorze. Mam nie zajmować się tą sprawą.

   Ależ nie! Ależ skąd! Rozmawiam z panem właśnie dlatego, że pan kwestor pragnie, aby pan się nią zajął.

Montalbana aż zatkało. Co to ma znaczyć?

Nie znał nawet danych personalnych zastrzelonego. Czyżby przypadkiem odkryto, że był synem ważnej oso­bistości? Czyżby chciano go wkopać w jakąś gigantyczną aferę? Miał dla nich wyciągać z ognia nie kartofle, ale roz­żarzone węgle?

— Pan wybaczy, panie dyrektorze. Udałem się na miej­sce, ale nie zacząłem śledztwa. Pan mnie rozumie, nie chcia­łem przekraczać swoich kompetencji.

   Rozumiem pana doskonale, panie komisarzu. Dzięki Matce Bożej, w naszej kwesturze są tylko ludzie obdarze­ni wielką delikatnością.

      Dlaczego nie zajmie się tą sprawą pan Gribaudo?

      To nic pan nie wie?

      Zupełnie nic.

   No więc pan Gribaudo musiał w zeszłym tygodniu pojechać do Bejrutu na ważną konferencję, poświęconą...

      Wiem. Zatrzymano go w Bejrucie?

—Nie, wrócił, ale zaraz potem rozchorował się na ostrą biegunkę. Obawialiśmy się, że może to być jakaś odmiana cholery; jak wiadomo, w tamtych stronach cholera wystę­puje dość często. Ale nie, dzięki Matce Bożej.

Również Montalbano podziękował Matce Bożej za nie­ustające przytrzymywanie Gribauda w odległości nie więk­szej niż pół metra od ustępu.

No, a jego zastępca, Foti?

    Był w Nowym Jorku na zjeździe zorganizowanym przez Rudolpha Giulianiego, wie pan, tego burmistrza od „zerowej tolerancji”. Zjazd poświęcony był najbardziej skutecznym metodom utrzymania porządku w wielkiej me­tropolii...

      Przecież skończył się dwa dni temu...

    Oczywiście, oczywiście. Ale, widzi pan, komisarz Foti przed odlotem do Włoch poszedł na spacer po Nowym Jorku. Żeby odebrać mu portfel, postrzelono go w nogę. Leży w szpitalu. Dzięki Matce Bożej, nic naprawdę po­ważnego.

Fazio zjawił się dopiero po dziesiątej.

      Dlaczego tak późno?

   Panie komisarzu, żeby pan wiedział! Najpierw mu­sieliśmy czekać na zastępcę wiceprokuratora...

      Chwileczkę, wytłumacz się jaśniej.

Fazio podniósł oczy ku niebu. Opowiadając tę historię, miał ponownie przeżyć całe zdenerwowanie, jakiego do­świadczył.

   No więc tak... Galluzzo pojechał po wiceprokurato­ra Tommaseo, który walnął samochodem w drzewo...

      Przecież to miał być słup.

   Nie, panie komisarzu, jemu się tylko wydało, że to słup, ale to było drzewo. Krótko mówiąc, rozbił sobie czoło, zakrwawił się. Galluzzo zawiózł go więc na pogotowie do
Montelusy. Tam Tommasea rozbolała głowa, więc zadzwo­nił, żeby ktoś go zastąpił. Ale było za wcześnie, w urzędzie nikt nie odpowiadał. Więc Tommaseo zadzwonił do swoje­ go kolegi, pana Nicotry, do domu. No i musieliśmy czekać, aż pan Nicotra się rozbudzi, ubierze, wypije kawę, wsiądzie do samochodu i przyjedzie. Tymczasem nie było widać ani komisarza Gribauda, ani jego zastępcy. W końcu przyjecha­ła karetka i zabrała ciało, a ja czekałem jeszcze z dziesięć minut na tych z ostrego pogotowia. Nikt się nie zjawił, więc sobie poszedłem. Jeśli jestem panu Gribaudo potrzebny, znajdzie mnie tutaj.

      Czego się dowiedziałeś o tym morderstwie?

   Za przeproszeniem, panie komisarzu, a co mnie ono obchodzi? Mają się nim zająć ci z ostrego pogotowia.

Gribaudo nie przyjdzie, siedzi w wychodku i bez przerwy sra; Fotiego postrzelili w Nowym Jorku. Dzwonił do mnie Lattes. My mamy zająć się tą sprawą.

Fazio usiadł, z oczu tryskało mu zadowolenie. Wyciągnął zaraz z kieszeni zapisaną maczkiem kartkę. Zaczął czytać:

   Sanfilippo Emanuele zwany Nene, syn zmarłego Gerlanda i Nataliny z domu Pató...


Komentarze
Polityka Prywatności