Gdy Clint Eastwood rozpoczynał przygotowania do zdjęć do Sztandaru chwały, nie miał w planach nakręcenia dwóch filmów. Jednak w miarę jak zagłębiał się coraz bardziej w historię jednej z największych i najbardziej tragicznych bitew naszych czasów – bitwy o Iwo Jimę – we wszystkich materiałach, które czytał, zaczął odczuwać siłę i niezwyciężonego ducha walczących tam ludzi. „Kiedy analizuje się jedną stronę tej historii, stronę Amerykanów dokonujących inwazji na Iwo Jimę, można zauważyć, że większość z nich nie wiedziała, dlaczego właściwie wszyscy znaleźli się na tej wyspie" – opowiada Eastwood.
„Nie rozumieli, w jaki sposób Japończycy byli w stanie przetrzymać tak zmasowane bombardowania amerykańskiej marynarki wojennej i jej sił powietrznych. Było to dla mnie fascynujące. Zastanawiałem się, kto układał taktykę po przeciwnej stronie, co odczuwał i jaką miał mentalność. Amerykanie wyruszali na Południowy Pacyfik z nadzieją, że uda im się przeżyć. Wiedzieli, że będzie ciężko, mieli jednak nadzieję, że wrócą do domów. Japończykom powiedziano, że nie ma dla nich powrotu".
Badania nad drugą stroną bitwy nieuchronnie zaprowadziły reżysera do człowieka, który stał za przemyślną i nietypową strategią Japończyków na Iwo Jimie: generała Tadamichiego Kuribayashiego. „Kuribayashi był wyjątkowym generałem, nietypowym dla tradycyjnej Japonii tamtych czasów” – mówi nominowany do Oscara Ken Watanabe (Ostatni samuraj). „Miał bystry i racjonalny umysł, poza tym przez pewien czas mieszkał w Ameryce. Studiował na Harvardzie, a w 1928 r. przemierzył cały kraj wzdłuż i wszerz. Lubił Amerykanów, rozumiał mechanizmy działania przemysłu i gospodarki ich kraju, musiał jednak przeciwko Stanom Zjednoczonym walczyć. Miał swoich ludzi i wsparcie całego narodu, chociaż nie odpowiadał mu sposób, w jaki miał wykonać swoje zadania. W realizacji powierzonej mu misji przeszkadzała mu niewystarczającą liczba żołnierzy, zbyt mało broni i żywności; znajdował się w bardzo trudnej sytuacji".
Eastwood zainteresował się również żołnierzami piechoty, którzy wybudowali układające się w labirynt tunele, a potem ich bronili. „Byli to w większości młodzi chłopcy” – opowiada reżyser. „Po obu stronach walczyli młodzi mężczyźni, którym wojna przewróciła życie do góry nogami. Zabrano ich z domów i rozkazano wyruszyć gdzieś, skąd mogli już nie wrócić – w niektórych przypadkach to, że nie wrócą, było więcej niż pewne. Na wyspie zginęło 21 000 Japończyków. To ogromna liczba. Ludzie ci nie tylko ginęli z rąk żołnierzy – ich wrogiem były również głód, pragnienie i odwodnienie. Mimo to pozostali na swoich stanowiskach i zrobili, co do nich należało. Z pewnością najchętniej spędziliby ten czas w zaciszu swoich domów. To jednak w czasie wojny niemożliwe”.
Eastwood dwukrotnie odwiedził tę niegościnną wyspę – pierwszy raz po to, aby uzyskać zgodę japońskiego rządu na zrobienie filmu, a potem by nakręcić sekwencje zdjęć. „To nieprzyjazne miejsce” – opowiada reżyser. „Można tam dostrzec dziury w ziemi i jaskinie, gdzie Japończycy w ciągu jednego roku wykopali tunele o długości prawie 30 kilometrów. Tam właśnie przebywali, pod ziemią. Trzeba wczołgać się do znajdujących się pod ziemią tuneli, które dalej są bardzo wysokie. Sprawiają wrażenie bardzo klaustrofobicznych, dopóki nie wejdzie się do środka. Wtedy okazuje się, że każdy z nich to jakby podobny do jaskini pokój, w którym panuje wysoka temperatura z powodu aktywności geotermicznej”.
Duch wyspy, na której tak wielu walczyło i zginęło – a na której obecnie znajdują się tylko baza wojskowa i pomnik – wywarł wielki wpływ reżysera. „Widzisz odkręconą butelkę whisky. Stoi tam, ale jest pełna” – wspomina Eastwood. „Gdyby to było w innym miejscu, można by powiedzieć sobie: »Hej, ona jest pełna. Opróżnię ją«. Ale nie tam. Ta butelka whisky stoi tam dla duchów ludzi, który zginęli na wyspie. Miejsce, w którym stoi, uważane jest za święte”.
Ku zdziwieniu reżysera niewiele osób we współczesnej Japonii zna historię tej bitwy. Podobne odczucie ma również Kazunari Ninomiya, który w filmie odtwarza rolę szeregowca Saigo. „Znałem nazwę tej wyspy, to wszystko" – mówi. „Zdałem sobie sprawę, że ten film stanowi historyczny przełom. Potrzeba było 61 lat, aby te wydarzenia zostały ujawnione opinii publicznej. Chcę, aby wszyscy, Japończycy, Amerykanie i ludzie innych narodowości, obejrzeli ten film”.
Podobnie jak wszyscy odtwórcy głównych ról, Shidou Nakamura, filmowy porucznik Ito, starał się dowiedzieć więcej o bitwie i ludziach, którzy w niej walczyli. „Należę do pokolenia, które nie zna wojny, więc wiele trudu włożyłem w poszukiwanie informacji" – mówi. „Dzięki temu filmowi stałem się bardziej świadomy tego, czym była wojna. Początkowo bitwa o Iwo Jimę miała zakończyć się najpóźniej po pięciu dniach, trwała jednak znacznie dłużej. Ze źródeł dowiedziałem się, z jaką intensywnością i zaciętością toczyły się walki. To musiało być potwornie przerażające. Mam nadzieję, że młode pokolenie, które nie zna wojny, pozna fakty i wyciągnie z nich wnioski na przyszłość.”
Również Ken Watanabe starał się dowiedzieć więcej na ten temat. „Poszukiwałem intensywnie informacji dotyczących wojny i mojego bohatera" – wyjaśnia. „Wybrałem się nawet do rodzinnego miasta Kuribayashiego w środkowej Japonii, ale nikt go tam nie znał".
Po zapoznaniu się z informacjami o bitwie oraz o japońskim dowódcy, podróż na Iwo Jimę była dla Watanabe bardzo emocjonalna. „Wybrałem się tam z Clintem, który kręcił ujęcia plaży, miasta i górę Suribachi” – wspomina. „Z pewnością chciałby nakręcić więcej scen na miejscu, ale nie było to możliwe. Tak naprawdę większość zdjęć powstała w południowej Kalifornii. Kiedy patrzyłem na Iwo Jimę z kokpitu samolotu, nie mogłem powstrzymać łez, ponieważ czułem, że dusze wszystkich tych żołnierzy pozostały na wyspie”.
Plany zdjęciowe, na których Eastwood miał kręcić ujęcia w jaskiniach, powstały na scenie dźwiękowej w studiu Warner Bros. To tam japońska obsada zebrała się w komplecie po raz pierwszy. Pomimo bariery językowej pomiędzy reżyserem a aktorami w niedługim czasie wytworzyła się bliską zawodowa więź. Stało się tak dzięki scenariuszowi, który został początkowo napisany przez Iris Yamashita po angielsku, a potem przetłumaczony na japoński. „Ponieważ scenariusz napisany był po angielsku, a zdjęcia miały być kręcone po japońsku, pomogłem wybrać właściwych tłumaczy i sprawdzałem, jak sobie radzą” – mówi Watanabe. „Praca u boku Clinta była dla mnie wspaniałym doświadczeniem. Każdego dnia przekazywałem mu zrobione przez siebie notatki”.
Chociaż nie mówił w ich ojczystym języku, Eastwood cieszył się z możliwości pracy z tą właśnie obsadą. „Dobre aktorstwo to dobre aktorstwo, niezależnie od języka" – stwierdza entuzjastycznie reżyser. – „Tym, co sprawia, że wszystko działa jak należy, są nie tylko słowa, ale prawdziwe emocje, to, co jest w sercu i duszy aktorów w czasie, kiedy odtwarzają swoje role. I to można zauważyć, nawet jeśli nie zna się języka”.
„Na początku byłem trochę onieśmielony tym, że w pierwszym amerykańskim filmie, w którym występuje, reżyserem jest Clint Eastwood” – mówi Shidou Nakamura. „Jednak on zawsze traktował nas jak kolegów po fachu, i to mnie bardzo rozluźniło".
Eastwood miał swoich tłumaczy, dzięki którym mógł przekazywać aktorom subtelności swojej reżyserskiej sztuki. Poza tym na planie był Watanabe, z którym mógł omawiać swoje pomysły. W większości przypadków, ponieważ wiedział, że wszyscy członkowie ekipy pragnęli nakręcenia tego filmu podobnie jak on, reżyser zdecydował się dać swoim aktorom swobodę i pozwolić im okazać swoje prawdziwe uczucia. „Staram się uzyskać takie wrażenie, jakby wszystkie kwestie były wypowiadane po raz pierwszy – mówi Eastwood. „Wszyscy aktorzy do tego dążą. Próbują przekazać swoje kwestie tak, jakby nie robili tego nigdy wcześniej, jakby właśnie w tej chwili do czegoś doszli, w naturalny sposób znaleźli się w tym miejscu. Oczywiście technika aktorska pozwala na powtarzanie tego w nieskończoność, ale ja staram się zainspirować aktorów na samym początku i sprawić, żeby poczuli się swobodnie. Właściwie tyle może zrobić reżyser – sprawić, aby aktorzy czuli się w pełni nieskrępowani".
Emocje zawarte w fabule udzieliły się nie tylko aktorom, ale i towarzyszącej im na planie ekipie filmowej. „Członkowie amerykańskiej ekipy płakali, obserwując, jak gramy” – wspomina Nakamura. „Czasami, kiedy przygotowywałem się do ujęcia, charakteryzatorki wbiegały z nowiną, że właśnie kręcą jakąś wspaniałą scenę. Ponieważ wszystkie kwestie były po japońsku, prawdopodobnie nie rozumiały dokładnie, o co chodziło w scenie, były jednak momenty, kiedy wymowa sceny przekraczała ograniczenia języka. Czułem bardzo wyraźnie, że żadne bariery nie istnieją".
Watanabe pomagał także pokonać onieśmielenie młodym aktorom pracującym po raz pierwszy z amerykańskim reżyserem pokroju Eastwooda. „Szczerze mówiąc, myślałem, że Kena będę bał się jeszcze bardziej niż Clinta, ale on był dla mnie jak ojciec” – mówi Ninomiya. „Dzięki niemu czułem się bardzo swobodnie. Przez to, że fabuła dotyczyła takiego a nie innego tematu, wszyscy byliśmy bardzo poważni, ale czuliśmy się tak, jakbyśmy znajdowali się na kempingu z naszym ojcem – Kenem. Clint Eastwood stwarza taką właśnie atmosferę”.
„Ken-san lubi opiekować się innymi” – dodaje Nakamura. „To było nasze pierwsze zetknięcie z amerykańskim filmem, udzielał nam więc różnych porad. W dni, kiedy nie kręciliśmy, zapraszał nas do swojego domu i serwował nam przygotowane przez siebie dania kuchni japońskiej. Rozmawialiśmy o aktorstwie, a ponieważ Ken pracował już w Ameryce, dawał nam wiele cennych wskazówek. Naprawdę go podziwiam".
Dla wszystkich osób zaangażowanych w tworzenie filmu, od Clinta Eastwooda poczynając, a na aktorach i filmowcach kończąc, nadrzędnym celem było złożenie hołdu ludziom, którzy walczyli i zginęli na Iwo Jimie. „Dla mnie, a jestem pewien, że również dla pozostałych członków ekipy, bardzo istotne było, aby opowiedzieć tę historię i uczynić ją wyrazem naszego uznania dla tych, którzy w tej kampanii stracili życie po obu stronach frontu – po to, aby pamięć o tych ludziach była żywa” – mówi reżyser. „Myślę, że kluczową kwestią w tym filmie jest końcowa mowa generała Kuribayashiego do jego ludzi. Generał, którego odtwarza Ken Watanabe, mówi: »W przyszłości ludzie będą o was pamiętać i modlić się za wasze dusze.« Te słowa zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Zapomnieć o ludziach, którzy złożyli największą ofiarę dla swojej ojczyzny, to byłaby zbrodnia. Tak naprawdę cała ta opowieść miała na celu zwrócenie uwagi na tych ludzi. W tym filmie pokazana jest także całkowita bezcelowość wojny – przynajmniej ja tak to widzę. Nie ma prawdziwych zwycięzców. Na wojnie zawsze poświęcano młodzież. To zawsze młodym ludziom wywracano życie do góry nogami i wysyłano ich na przedwczesną śmierć. Warto o tym pamiętać".
Po premierze w Stanach Zjednoczonych Listy z Iwo Jimy zostały wyróżnione czterema nominacjami do Oscara w następujących kategoriach: najlepszy film, najlepszy reżyser, najlepszy scenariusz oryginalny oraz najlepsza ścieżka dźwiękowa.
Warner Bros. Pictures i DreamWorks Pictures przedstawiają wyprodukowany przez Malpaso / Amblin film Listy z Iwo Jimy, z nominowanym do nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej Kenem Watanabe. W obsadzie znaleźli się również Kazunari Ninomiya, Tsuyoshi Ihara, Ryo Kase, Shidou Nakamura oraz Nae. Film wyreżyserował nagrodzony Oscarem Clint Eastwood (Za wszelką cenę, Bez przebaczenia), na podstawie scenariusza amerykańskiej scenarzystki japońskiego pochodzenia Iris Yamashity; autorami fabuły są Yamashita i nagrodzony Oscarem Paul Haggis (Miasto gniewu), a producentami: Eastwood, zdobywca Oscarów – Steven Spielberg (Szeregowiec Ryan, Lista Schindlera) i nominowany do Oscara Robert Lorenz (Rzeka tajemnic).
Ekipie filmowej przewodzili długoletni współpracownicy Eastwooda: reżyser obrazu Tom Stern, projektantka kostiumów Deborah Hopper, montażyści Joel Cox, A.C.E. i Gary D. Roach, nieżyjący już scenograf Henry Bumstead i James J. Murakami, również pełniący funkcję scenografa. Dyrektorem odpowiedzialnym za obsadę była zmarła niedawno Phyllis Huffman. Muzykę do filmu napisali Kyle Eastwood i Michael Stevens. Film Listy z Iwo Jimy jest rozpowszechniany na całym świecie przez Warner Bros. Pictures.