Pamiętniki

Wznowienie bestsellera wydanego w 1972 roku w Londynie. Znakomicie, z nieprzeciętnym talentem literackim przedstawiony obraz rewolucji lutowej, przewrotu bolszewickiego i wojny domowej w Rosji rozpatrywany przez bezpośredniego uczestnika wydarzeń. Autor to bliski współpracownik Borysa Sawinkowa, komisarza 8. Armii, potem uczestnika ruchu antybolszewckiego.

1.jpgO autorze:

Karol Wędziagolski (1886–1974)

Ziemianin, oficer carskiej armii, współpracownik Borysa Sawinkowa w latach 1917–1921. W czasie przygotowań do wojny z Rosją desygnowany przez Naczelnika Państwa do utrzymywania kontaktów z grupą Sawinkowa. Po 1921 r. wycofał się z życia publicznego. Po wybuchu II wojny światowej przebywał na emigracji w Brazylii.

Fragmenty:

Posłowie (Grzegorz Eberhardt)

Jak niesie wieść rodzinna, Karol Wędziagolski do pracy nad swymi wspomnieniami przystąpił pod koniec lat 50. minionego wieku, a więc w wieku późno emerytalnym. Efekty tych prób szerzej zaistniały na początku lat 60. w języku rosyjskim, na stronach czasopisma „Nowyj żurnał”, wychodzącego w Nowym Jorku.

Język rosyjski bardzo dobrze znał litewski krajan Karola, Józef Mackiewicz. Ten jeden z ważniejszych polskich pisarzy, ale i jeden z naszych ważniejszych antykomunistów, pilnie śledził rosyjską prasę emigracyjną i nad wspomnieniami Wędziagolskiego nie potrafił przejść obojętnie. Świadczy o tym choćby jego zachwyt wyrażony w liście do Goula, wydawcy czasopisma „Nowyj żurnał”. Mackiewicz napisał w tej sprawie także do samego autora, ale, co ważniejsze, na teksty te wyczuli też swą żonę, Barbarę Toporską. To ona, rozmawiając w Londynie w roku 1970 z Juliuszem Sakowskim – ważnym animatorem życia wydawniczego polskiej emigracji – spytała o tego dziwnego Polaka z Brazylii, drukującego w rosyjskojęzycznej prasie. Okazało się, że pamiętnik Wędziagolskiego Sakowski od sześciu lat trzyma w swej szafie: „To rękopis mamut, który trzeba by i skrócić do jednej trzeciej, i masę pracy włożyć w jego poprawienie...”. Za owego „mamuta” brało się już kilka osób, miedzy innymi Janusz Kowalewski. Bezskutecznie, materia przekraczała ich możliwości.

W efekcie dalszych rozmów rękopis trafił w ręce – i talent – Barbary Toporskiej. Poświęca mu rok intensywnej pracy, polegającej po pierwsze na przetłumaczeniu tekstu na język polski, a po drugie na przyjęciu najtrafniejszej metody dla potraktowania tego wspomnieniowego chaosu. Język Wędziagolskiego był językiem jego epoki i jego osobistych doświadczeń. Dzieciństwo to język polsko-litewsko-białorusko-ukraińsko-rosyjski. Młodość, szkoła kadecka, plus późniejsze osiem lat spędzonych w Petersburgu – to prawie wyłącznie język rosyjski. Lata wojny to znowu lokalne wolapiki. Potem chwila normalności, czyli język polski, a od 1940 roku – codzienność języka Brazylii, czyli portugalskiego!

O istnieniu „języka wędziagolskiego” wiedział sam Wędziagolski. Na stronach swych Pamiętników wprost wspomina jego istnienie, opisując swe męki dziennikarskie w roku 1919, gdy to zmuszono go do pisania artykułów dla polskiej prasy. Jak pokazały następne lata, tego języka już nie potrafił się pozbyć.

W roku 1971, w miesiącach pracy nad wspomnieniami Wędziagolskiego, a szczególnie w jej okresie końcowym, do Toporskiej powróciły problemy ze zdrowiem, które trapiły ją od roku 1963. Nowotwór. Niepewna puenty nawrotu choroby, finalizowała swą pracę nad Pamiętnikami, nie dbając już o konsultacje z autorem. Zakończyła swą pracę w przededniu udania się do szpitala.

Ponieważ Toporska należała do perfekcjonistów, obawiała się odbioru swej pracy przez Wędziagolskiego. Uzgodniła z wydawcą, czyli Sakowskim, aby Pamiętniki ukazały się bez informacji o jej pracy redaktorskiej. Jej obawy nic a nic się nie sprawdziły. Wędziagolski otrzymaną książką był zachwycony. Udział Toporskiej przy zaistnieniu edytorskim tej pracy „zdradziła” Maria Danilewicz-Zielińska w swych Szkicach o literaturze emigracyjnej, opublikowanych w Paryżu w roku 1978.

Książka Karola Wędziagolskiego wydana przez Polską Fundację Kulturalną w roku 1972 stała się przebojem wydawniczym. Zauważyła ją krytyka. Książka otrzymała ważne nagrody. Już w roku 1972 nagrodę Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie. W roku następnym – najważniejsze wyróżnienie emigracyjne, czyli nagrodę „Wiadomości” londyńskich. Ale także nagrodę Fundacji Alfreda Jurzykowskiego, byłego pracodawcy autora, a w 1974 roku – nagrodę Kościelskich.

Tamten moment w życiu Wędziagolskiego wspomina jego brazylijski przyjaciel, Czesław Rybiński, w liście do Barbary Toporskiej z 2 maja 1979: „Karola Wędziagolskiego poznałem w 1958 roku, kiedyśmy razem pracowali w Fabryce Mercedes Benz do Brasil założonej przez śp. Alfreda Jurzykowskiego. On w administracji, a ja w wydziale finansowym. Z czasem zawiązała się między nami serdeczna przyjaźń. Po jego przejściu na emeryturę odwiedzałem go często w miasteczku Itaquera o 40 km od Sao Paulo. Lubił opowiadać. Od Rasputina począwszy aż do Piłsudskiego i Rydza-Śmigłego. Często żałowałem, że nie mogłem tego wszystkiego utrwalić na taśmie. Widząc, jak się boryka z trudnościami, zorganizowałem pomoc finansową wśród tutejszej Polonii i tak, niechcący, stałem się opiekunem rodziny Wędziagolskich. Jedyną, ale jakże wielką radością jego ostatnich lat było wydanie jego Pamiętników, recenzje, sukces i w końcu nagroda Fundacji imienia Alfreda Jurzykowskiego. Razem oblewaliśmy to wydarzenie doskonałym miodem jego własnej roboty(..)”.

Tak, Wędziagolski był zachwycony Pamiętnikami. Tak zachwycony, iż... przystąpił do opisywania ciągu dalszego swego życia. Wiadomo o tym także z listu Czesława Rybińskiego: „Zmarł 20 lipca 1974, a w rok potem jego żona Janina (...). Po ich śmierci mnie też przypadło w udziale to smutne zadanie zlikwidowania ich opuszczonego domu. Wśród niezliczonej liczby książek i periodyków trafiłem na dużą paczkę teczek i arkuszy i zobaczyłem, że to są ręko- i maszynopisy, po polsku i po rosyjsku, do dalszego ciągu jego pamiętników. Nie wiedziałem, ani nikt nie umiał mi poradzić, co z tym zrobić, więc przechowałem do czasu jakiegoś rozstrzygnięcia. No i dziś szczęśliwy jestem, że praca Karola nie pójdzie na marne, że się dostanie w tak godne ręce Pani, znającej jego swoisty «język wędziagolski» i styl. A jest tego bardzo dużo. Samej wagi około 10 kg, nie mówiąc już o trudno czytelnym piśmie (...)”.

Niestety, nie znalazłem informacji o istnieniu owej paczki w zbiorach Muzeum Polskiego w Rapperswil, miejscu, gdzie znalazło się archiwum Mackiewiczów. Być może paczka ta dotarła do „Wiadomości”. Może do Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku... Miejmy nadzieję, iż nie zaginęła i kiedyś trafi w ręce kogoś równie jak Barbara Toporska cierpliwego i niebojącego się w pracy wspierać intuicją!

 Obecne wydanie przedstawiane Państwu jest czwartym z kolei. Pierwsze dwa były dziełem londyńskiej Polskiej Fundacji Kulturalnej (rok 1972 oraz 1987). Trzecim wydaniem była edycja Warszawskiej Oficyny Wydawniczej „GRYF”, wydawnictwa podziemnego, pozycją tą wchodzącego w przełom roku 1989.

Na następne wydanie trzeba było czekać aż osiemnaście lat...


Komentarze
Polityka Prywatności