Właściwie przez całe te dziesięć lat, kiedy miałam męża i dzieci, czyli zwyczajną rodzinę, pisałam do starej drewnianej walizy. Kiedy do głowy przychodził mi jakiś pomysł, zapisywałam go na pierwszym skrawku papieru, który nawinął mi się pod rękę. Wystarczało mi, że pomysł został uwieczniony, więc trafiał do walizy. Tych skrawków papieru uzbierało się w niej całe mnóstwo. W pewnym momencie zaczęłam je wyjmować i dzięki temu powstawały moje książki.