W końcu tego wieku coraz mocniej ogrzane oceany, zawierające więcej dwutlenku węgla, mogą już nie być tak wydajnymi łowiskami, jak obecnie, i dawać mniejsze niż dziś ryby - ostrzegają ekolodzy morscy na łamach pisma "Marine Ecology Progress Series".
Według nich, ostatnie ryby, jakie będziemy mieli okazję zjeść, będą prawdopodobnie pochodziły z Morza Beringa. Obecnie akwen ten dostarcza około połowy ryb, jakie co roku łowi się w wodach USA, i niemal jedną trzecią łowionych na świecie.
Tymczasem naukowe eksperymenty pozwalają sądzić, że zmieniający się wskutek ocieplenia ekosystem morski będzie dawał mniej tych gatunków ryb, które dotąd łowiliśmy, zwłaszcza śledziowatych i dorsza - zwraca uwagę ekolog morski z University of Southern Kalifornia, Dave Hutchins, komentując publikację swojego b. studenta w piśmie "Marine Ecology Progress Series". Badacz zwrócił uwagę, że Morze Beringa powoli zaczyna się ogrzewać. "Jest coraz cieplej, (...) cały system zmienia się w ekosystem bardziej umiarkowany, który nie będzie tak bardzo produktywny" - podkreślił.
Zwrócił jednocześnie uwagę na bezpośredni wpływ dwutlenku węgla na oceany i przedstawił wyniki badania, którego celem było sprawdzenie wpływu zmian klimatu na fitoplankton. Nazwą tą określa się jednokomórkowe rośliny morskie, stanowiące podstawę morskich sieci pokarmowych. Dzięki słonecznemu światłu fitoplankton przetwarza dwutlenek węgla w materię organiczną, wbudowaną w swoją tkankę. Następnie rośliny te są zjadane przez małe ryby, a te później - przez większe.
Ekspert zwraca uwagę, że Morze Beringa jest bardzo produktywne właśnie głównie dzięki wchodzącym w skład fitoplanktonu, stosunkowo dużym okrzemkom. Są one pokarmem organizmów tworzących zooplankton (wolno unoszące się na wodzie, drobne organizmy zwierzęce, np. skorupiaki czy pierwotniaki), które z kolei stanowią pokarm dużych ryb. Naukowcy zauważyli, że im jest cieplej, tym lepiej mają się mniejsze rośliny fitoplanktoniczne. Ogrzanie się wód morskich na dużą skalę zmieniłoby całkiem cały łańcuch pokarmowy. Gdyby bowiem okrzemki stały się rzadkością (wyparte przez drobniejsze od nich rośliny fitoplanktonu), ubyłoby równocześnie żywiących się nimi zwierząt i ich drapieżników.
"Łańcuch pokarmowy wydaje się zmieniać w sposób, który nie jest łaskawy dla największych drapieżników, wśród których najwięksi jesteśmy my sami" - zwraca uwagę Hutchins. Ustąpienie miejsca okrzemek na rzecz drobniejszych roślin planktonicznych może zmienić zależności pokarmowe w morzach, a jednocześnie zaburzyć ważny proces regulujący klimat, zwany "biologiczną pompą". Polega on na tym, że obumarłe okrzemki opadają na dno morskie, zabierając tam ze sobą wbudowany w ich komórki, pochodzący z atmosfery węgiel. Jeśli się ociepli, a okrzemki zostaną wyparte przez inne rośliny planktoniczne, oceany mogą być mniej zdolne do pochłaniania dwutlenku węgla z atmosfery, bo zaszwankuje ta biologiczna pompa - ostrzega Hutchins.
On i jego współpracownicy przeprowadzili na północy Atlantyku i na Morzu Rossa nieopodal Antarktydy kilka potwierdzających to eksperymentów. Najpierw odłowili próbki drobnych organizmów roślinnych (m.in. z Morza Beringa). W laboratorium umieścili je w wodzie o temperaturze i stężeniu dwutlenku węgla, które - według prognoz - mają zapanować około 2100 r. Później badali proporcję okrzemek i najdrobniejszego planktonu roślinnego. Okazało się, że fotosynteza w "cieplarnianych" próbkach fitoplanktonu przebiegała dwa-trzy razy szybciej niż rzeczywiście w wodach. Jednocześnie okrzemki ustąpiły miejsca najdrobniejszemu planktonowi roślinnemu. Za zmianę tę odpowiadała głównie temperatura, podniesiona w efekcie wyższego stężenia dwutlenku węgla. (PAP)