Mei Lanfang był aktorem odtwarzającym role dan – czyli kobiece, gdyż zgodnie z tradycją kobiety nie miały prawa występować w chińskiej operze (zmieniło się to dopiero po wojnie). Inne role to sheng (rola męska z wieloma, podobnie jak dan, podtypami), oraz jing, zwana częściej hualian (malowana twarz) – rola wymagająca pełnego, złożonego makijażu, przeważnie role wojowników, awanturników, mężów stanu lub demonów. Ostatni typ to błazen chou, rola komediowa.
Tradycyjna opera chińska ma wiele odmian regionalnych, a pekińska jest wśród nich najwyżej rozwinięta. Przedstawienie nie ma wiele wspólnego z operą w europejskim rozumieniu: co prawda większość ról jest śpiewana, ale jest to połączenie dramatu, śpiewu, tańca, sztuki cyrkowej i sztuki walki z dodatkiem bajecznie kolorowych strojów i przenikliwej, rytmicznej i hałaśliwej muzyki. Falsetowy śpiew jest ciężki do zniesienia, ale żywiołowość i barwność widowiska czyni je wartym zobaczenia.
Nie należy się przejmować, że nie rozumiemy akcji, większa część widowni też jej nie rozumie, zresztą mityczne kłopoty bohaterów sprzed 2000 lat nie są być dla nas tak bardzo istotne. Ważniejsze jest bajecznie kolorowe widowisko i popisy zręczności aktorów. Niestety – dużo nam umknie: opera chińska jest sztuką wysoce umowną, nie stosującą wielu dekoracji. Możemy się nie zorientować, że aktor trzymający niewielką laseczkę z głową konia właśnie jedzie konno, że stół w kącie sceny to w rzeczywistości mur więzienny, przez który przeskakuje bohater, a człowiek idący dziwacznym krokiem – wchodzi po schodach. Nie przejmujmy się i jeśli mamy wolny wieczór – idźmy do teatru.
Fragmenty z przewodnika turystycznego "Szlak transsyberyjski. Moskwa - Bajkał - Mongolia - Pekin". Wydawnictwo Bezdroża.