Bohumil Hrabal urodził się w 1914 r. na przedmieściach Brna, młodość spędził w Nymburku, gdzie jego ojczym był administratorem w browarze. Zanim napisał swe największe powieści (z Pociągami pod specjalnym nadzorem z 1965 r. na czele), stając się najwybitniejszym czeskim pisarzem współczesnym, imał się rozmaitych zajęć: od kolejarza po pakowacza makulatury. Tak oto pisał o regionie, który omawiamy w tym przewodniku: To jest ta Europa Środkowa, którą współtworzyło kilkanaście narodów, również Żydzi. Te wielkie miasta – Budapeszt, Wiedeń, Praga, Brno, Kraków – były przesiąknięte żywiołem żydowskim. Żydzi mieli swoje gazety, a każdy naród, z którym żyli, starał się im dorównać. Już sześcioletni chłopcy znali Talmud na pamięć za starej Austrii. A zatem ten Czech, Polak czy Węgier, jeśli nie chciał zostać w tyle, musiał się starać dogonić Żydów zarówno w wymiarze kulturowym, jak i intelektualnym... Tam gdzie krzyżują się różne świadomości językowe, tam zawsze jest kultura. I tak właśnie było z tym miastami, w których istniały liczne mniejszości niemieckie czy żydowskie.
U nas wszystko wyglądało inaczej – wspomina pisarz. – Kiedy miałem dziesięć lat, przyjechał do nas stryj Pepin, mieszkał u nas i jadł, pracował w browarze, tak więc cała rodzina była jak karuzela, a tym słupem, wokół której się obracała, był właśnie on. Umiał też grać i tańczyć. Tańczył znakomicie, tyle że tak, jak tańczą obłąkani, mniej więcej tak jak się tańczy dzisiaj. Potrafił znakomicie formułować myśli, a w jego dowcipach zawsze krył się jakiś morał. Był moją muzą w przebraniu szewca i słodownika.
Jiři Menzel, czeski reżyser i autor filmowych adaptacji powieści Hrabala, wspomina pisarza śmiejąc się, iż w knajpach wstydził się mnie, bo zamiast piwa zamawiałem herbatę... Kiedy było mi źle, jeździłem do niego, żeby się zalać w trupa. Przy nim wracała mi chęć do życia.
Oto dwa fragmenty prozy Bohumila Hrabala:
I drzwi prowadzące do piwnicznego atelier otworzyły się i światło wytrysnęło na chodnik i po schodach wyszedł najpierw wielki dziesięciolitrowy dzban a za nim Jirka taki jak ostrzygła go Tekla i ta jego kanadyjska fryzura teraz szczególnie podkreślała jego piękne psie oczy i potem stał na chodniku i wskazał na tę piwnicę jego dzban jaśniał w świetle żarówek dzban stojący pod oknem osłoniętym gęstą jak sito sortownicze i Jirka wzruszył ramionami
i rzekł tylko Masz ci los! Moje atelier i moją przyszłą galerię na razie diabli wzięli! I podniósł dzban i powiedział żebyśmy zeszli na dół że przyniesie dzban piwa że dziś już pije drugi i że nie może odzyskać równowagi po tym co tam widzi w tym swoim atelier czego jest świadkiem i czego boi się że jeszcze będzie trwało. Ach dodał Jirka już od pompy pod starą gruszą Co to za noc dziś będzie! (Vita nuova, tłum. Piotr Godlewski, „Literatura na świecie” 9/1994)
Pewnego razu Egon Bondy zgodził się przeczytać nam nieco ze swych próz. W tym celu zakupił krawat w czerwone groszki, a potem zgodził się jeszcze, że pójdą z Vladimírem po dwa wiaderka piwa na przełamanie tremy. I tak najpierw przynieśli dwa wiaderka piwa od Lisów, potem dwa wiaderka ze Starej Poczty, a potem Bondy dał się namówić, że pójdą po dwa wiaderka piwa do Hausmanów, jako że wciąż jeszcze nie był w stanie odczytać swojej prozy, swojego artefaktu, tak jak chciał. Ale kiedy przyszli do Hausmanów, było już zamknięte, i Egon Bondy zaczął tłuc pięścią w drzwi, wpierw jedną, później dwiema, potem razem z Vladimírem stukali w szyby cynowymi wiaderkami i nasłuchiwali, ale pan Vaništa nie otwierał. Do jasnej cholery – krzyczał Bondy – hej, szynkarzu, wstawaj, poeci przyszli po piwo. (Czuły barbarzyńca, tłum. Aleksander Kaczorowski, „Literatura na świecie” 9/1994)
Dnia 3 lutego 1997 r. 83-letni Bohumil Hrabal wypadł albo wyskoczył z okna praskiego szpitala. Każdemu, kogo pasjonuje życie i twórczość tego pisarza, polecamy książkę L. Szigeti, Rozmowy z Hrabalem, Warszawa 2002.
Fragmenty z przewodnika turystycznego "Piwnym szlakiem po Europie Środka". Autor: Aleksander Strojny. Wydawnictwo Bezdroża.