Przeniesione na ekran przez Roberta Glińskiego „Wróżby kumaka” mają to wszystko, co zadecydowało o sukcesie poprzedniej wielkiej ekranizacji Grassa – „Blaszanego bębenka”. Są tu wielkie gwiazdy kina niemieckiego i polskiego, nastrój tajemnicy i ekscytacji, frapująca obserwacja obyczajowa, oraz zgryźliwy, czarny humor i zdrowy rozsądek. A przede wszystkim jedno z najważniejszych pytań współczesności: czy możliwe jest polsko-niemieckie pojednanie?
Patrząc na losy bohaterów, zagranych przez Krystynę Jandę i Matthiasa Habicha, należałoby odpowiedzieć: tak, ale... Na tym „ale” zasadza się sens filmu Glińskiego – pogodnej mimo wszystko bajki-nie bajki o miłości, o młodości i dojrzałości, o przeszłości i przyszłości, o Gdańsku i Jesieni Narodów ’89. Filmu, odbijającego echem prozę Grassa, ale i dokonania współczesnego kina z twórczością Volkera Schlöndorffa czy choćby Jean-Pierre’a Jeuneta. Filmu, pełnego ironii, ale i nieoczekiwanego ciepła, który bawi, namawiając jednocześnie do refleksji.
Powieść „Wróżby kumaka” Günter Grass opublikował w roku 1992, kiedy stosunki polsko-niemieckie – temat naczelny twórczości autora „Blaszanego bębenka” i laureata literackiej Nagrody Nobla – nabrały nowego wymiaru. Na kartach powieści pisarz wraca do swego rodzinnego miasta, by jeszcze raz zastanowić się nad relacjami między Polakami i Niemcami związanymi z miejscem tak szczególnym jak Gdańsk. Szczególność miejsca wymaga szczególnego traktowania. „Wróżby kumaka” to opowieść o miłości, jaka rodzi się między parą dojrzałych ludzi, którzy – wbrew wszystkiemu, co ich dzieli – odkrywają to, co ich łączy: wspólnotę losów, ale i odczuwania otaczającego ich świata. To historia opisana w sposób charakterystyczny dla Grassa – mieszająca przeszłość z teraźniejszością, zatrzymana na pograniczu bajki, z wykorzystaniem elementów realizmu magicznego a zarazem dowcipna, soczysta, dosadna, by nie powiedzieć: rubaszna.