Relacja autorska
Parę lat temu wybrałam się na nocny rejs stateczkiem wokół wysepek w okolicach Szybenika. Tzw. nocny fish-piknik zaczął się o zachodzie słońca, kiedy to cała grupka polskich turystów weszła na pokład rybackiego stateczku. Jego kapitan przygotował poczęstunek, rozświetlone lampiony i tradycyjną muzykę, która płynęła z głośników. Około północy zatrzymaliśmy się na wyspie Zlarin, gdzie wyszliśmy na ląd na krótki spacer. Panowała ciemna noc i jedynie niewielkie portowe nabrzeże było oświetlone, a po nim przechadzało się kilku turystów. Mimo późnej godziny było bardzo gorąco i parno. Spacerowałam wzdłuż wybrzeża wdychając morską bryzę. Nagle usłyszałam głośny śmiech paru osób. Podszedłszy bliżej, zobaczyłam, że grupka mężczyzn grała w baloty. Przy samej przystani znajdowało się charakterystyczne boisko do tej typowo śródziemnomorskiej gry otoczone niewielkim murkiem. Gra polega na rzucaniu ołowianymi kulami w taki sposób, żeby znalazły się one jak najbliżej małej kuli, której jednak nie można dotknąć.
W grze uczestniczyło ok. 10 miejscowych mężczyzn. Kilku zajętych było turlaniem kul po boisku, a pozostali obserwowali grę i częstowali się winem, które stało na ziemi w plastikowych butelkach. Przez chwilę obserwowałam grę, gdy jeden z siedzących mężczyzn podszedł do mnie i zaproponował szklaneczkę wina. Przysiadłam się i zaczęliśmy rozmawiać. Byli to głównie miejscowy rybacy i marynarze, większość mężczyzn miała ok. 40 lat. Popijając cierpkawe wino domowej roboty, przyglądałam się grającym, którzy leniwie zabijali czas, mierząc specjalną miarką odległość między dużą a małą kulą. Naraz jeden z nich zaintonował piosenkę (Jeśli, kochana, wypłynę w morze, nie płacz za mną, ale przypomnij sobie naszą miłość). Pozostali przerwali grę i zaczęli stopniowo włączać się do śpiewu, początkowo murmurando, a później coraz głośniej. Mężczyźni zgrupowali się wokół siebie, objęli za ramiona tworząc półokrąg i prawie zamarli w bezruchu. Wsłuchując się w harmonię pieśni śpiewali tak przez kilkanaście minut. Przejmująca melodia rozchodziła się po wodach zatoczki i przyciągała coraz więcej spacerowiczów, którzy przystawali zaintrygowani pięknem nocnej serenady. Po chwili mężczyźni wrócili do przerwanej gry i na wpół wypitych szklaneczek wina. Ja natomiast musiałam wracać na statek.
Takie męskie spotkania należą do typowych elementów dalmatyńskiej obyczajowości. Wśród Chorwatów panuje przekonanie, że Dalmatyńczycy, jako najbardziej „śródziemnomorscy” Chorwaci, reprezentują typ tzw. kultury patriarchalnej, sprowadzającej rolę kobiety do matki i gospodyni domowej. Na dowód tej koncepcji przytacza się stereotypowy już widoczek, spotykany jeszcze gdzieniegdzie nie tyle w Dalmacji, co w ogóle w rejonie basenu Morza Śródziemnego, kiedy to mężczyzna jedzie na ośle, a kilka kroków za nim idzie kobieta, niosąc na plecach jakieś tłumoczki. Czy jednak rzeczywiście tak jest? Czy typowy mieszkaniec Dalmacji to „macho”? Większość kobiet mieszkająca w tym regionie twierdzi, że nigdzie na świecie nie ma równie wiernych i oddanych swoim kobietom mężczyzn, jak w Dalmacji. Głową rodziny jest jednak kobieta, która podejmuje wszystkie decyzje i sprawuje pieczę nad domowym budżetem. W dalmatyńskiej tradycji znany był zwyczaj wydzielania przez kobietę kieszonkowego dla jej męża. Mężczyzna co wieczór po pracy i domowym obiedzie udawał się do konoby (tak nazywa się w Dalmacji połączenie restauracji i pubu), gdzie wydzielone przez żonę pieniądze wydawał na wino, plotkując z kolegami o życiu we wsi, śpiewając serenady i grając w baloty. Kobiety mieszkające w Dalmacji uważają, że mężczyźnie nie przystoi nawet mycie naczyń ani inne tego rodzaju prace domowe, więc lepiej jest, gdy zajmuje się on sportem, polityką i innymi „męskimi” sprawami, pielęgnując tym samym wizerunek mężczyzny-macho. Dzisiaj z pewnością mężczyźni mają już własne pieniądze na wydatki, ale dawny model rodziny pozostał. Mężczyzna pokazuje swoją dominację na zewnątrz, w społeczności, w której żyje. Jednak to kobieta, a przede wszystkim matka czy żona, jest osią rodziny.
Salomea Pamuła
Fragmenty z przewodnika turystycznego "Chorwacja. W kraju lawendy i wina". Autor: Zuzanna Brusić, Salomea Pamuła. Wydawnictwo Bezdroża.