Soczystość soczewek
Moja historia z okularami
wygląda tak: nowe liceum, nowe
miasto, nowi ludzie naokoło.
Wiadomo, spore wyzwanie,
konieczność pokazania się
z jak najlepszej strony, potworny
strach przed "popeliną".
Pierwsze zajęcia z wf-u, gramy
w kosza. Zapatrzona w innych
i w siebie nie zauważam
doskonałego podania koleżanki
z lewego skrzydła i... oczywiście
ląduję na deskach, z odciskiem
piłki na środku czoła... Głowa
w jedną stronę, okulary w drugą,
rozbite w drobny mak,
a wszędzie wokół uśmieszki
pełne zabarwionej lekką
ironią litości. Klapa jak z
amerykańskich filmów o
kłapciowatych podlotkach...
Po powrocie do domu zakomunikowałam
rodzicom: koniec z oksami! Tatę pod
pachę i pędem do najbliższego optyka, życzę
sobie właśnie te, tak, odrobinę zielonkawe,
żeby podkreślić "naturalny" kolor
i uwypuklić błyszczenie...
Od tej pory - sukces za sukcesem. Plamę
na koszykarskim honorze zmyłam podczas
kolejnych meczy, do tej pory łezka w osoczewkowanym
oku się kręci na wspomnienie
salw pochwalnych i uwielbienia całej
szkoły.... Potem było tylko lepiej - chłopcy
nosili mnie na rękach, na studia zdałam z
wyróżnieniem, życie usłane różami. Przesadzam?
Może odrobinę, ale muszę przyznać,
że coś z tymi soczewkami jest na rzeczy.
Plusy i minusy... soczewek
Zalety: kto krótkowidzem nie jest, nie
pojmie, ale soczewki to prawdziwa wolność
- w końcu kąt widzenia nie jest ograniczony
oprawkami, nosek nie poci się niekomfortowo,
uszka nie bolą. O wyglądzie nie
mówię - tu już jak kto woli, czasem nawet
tęsknię do tego budzącego zaufanie sowiego
spojrzenia. Ale wygoda, przede wszystkim
wygoda. Dla ludzi aktywnie uprawiających
sport nie widzę lepszego rozwiązania.
A dla pań lubujących się w zmianach,
jest to kolejny sposób na zaskakiwanie otoczenia
- wczoraj niebieskooka, dziś uwodząca
piwnym spojrzeniem - wszystko jest
możliwe.
Wady: przede wszystkim cena. Niestety
nie jest to najtańsze rozwiązanie, szczególnie,
że o soczewki trzeba dbać, oczyszczać,
moczyć w specjalnych płynach, wymieniać.
Problemem może być przyzwyczajenie
się, aczkolwiek mi zajęło to góra dwa
dni. No i nie są dostępne dla wszystkich. Jeśli
nie dość, że krótkowidztwo was gnębi,
to jeszcze oczęta wasze wrażliwe, nie ma co
marzyć. Łzy kapią przy zakładaniu, nosek
od razu zapchany - nie tak chcecie się prezentować
społeczeństwu. Pozostaje zakupić
okulary w fantazyjnej oprawce i z odrobiną
stoicyzmu i humoru przyjąć kopniaka
od losu .
Bogactwo gatunków
Soczewki są różne. Optyk dostosowuje
je do indywidualnych warunków każdego:
wielkość, grubość, czas noszenia. Jeśli ktoś
uważa się za osobę ostrożną, może nabyć
parę, którą nosi się do zniszczenia mechanicznego
(ja, niestety, nie należę do tej grupy
wybrańców), co w ekstremalnych przypadkach,
może oznaczać
spokój na lata.
Innym (czytaj:
odrobinę mniej rozgarniętym)
firmy optyczne oferują komplety
z terminem przydatności
od jednego dnia do trzech miesięcy.
Ogólnie im krótszy okres
użyteczności, tym zdrowsze dla
oczu. Stare soczewki wysuszają
rogówkę, mogą powodować
podrażnienia, do zapalenia
spojówek włącznie (a to już jest
horror), więc trzeba uważać.
Można dokupić sobie specjalne
krople nawilżające (polecam
na całonocne imprezy
w zadymionych klubach - cóż,
potrzeba matką wynalazku)
i wtedy problem z głowy.
Ostatnio rekordy popularności
biją soczewki jednorazowego
użytku - zakłada się je rano,
można nosić 24 godziny, można
w nich nawet spać. To rzeczywiście
miłe, idąc na przykład
"na balety" do rana, nie
trzeba martwić się o okulary na
zmianę, rano po prostu wyrzuca
się zużytą parę i zakłada następną.
Błogie
przyzwyczajenie
Prawda jest taka, że po
dwóch miesiącach noszenia zapomina
się o wszelkich
niedogodnościach,
czynności konserwujące
wykonuje się mechanicznie,
a jak ktoś jest szczególnie
wyszkolony, założenie soczewek
zajmie mu niewiele
więcej czasu niż nasunięcie na
nosek okularów.
Do tego przychodzi jeden
niesamowity moment, nieznany
zupełnie okularnikom i ludziom
obdarzonym sokolim
wzrokiem. Wyobraźcie sobie tę
niesamowitą ulgę, kiedy w leniwy
niedzielny poranek wchodzicie
do łazienki, patrzycie
na pudełeczko z parą waszych
ukochanych soczewek, a potem
odsuwacie je na bok i otwieracie
odrobinę zakurzony futerał
z okularami. Dzień lasu..
Sprawdź, kto cię lepiej przekona.
Oto minisonda wśród
moich kumpli:
Karły reakcji
Janek: Soczewki?? Zwariowałaś,
połowa mojego wizerunku
leży w pięknie wyważonych
oprawkach, w oczętach delikatnie
ocienionych lekko przyciemnionymi
szkiełkami. Nikt
mi nie zajrzy w duszy głąb..
Wojtek: Próbowałem z tymi
szoczewkami, ale nie wydalam
- tak co rano dubać se w gale,
potworność! A po okularki sięgasz
jedną rączką, wkładasz
i świat już jest piękny.
Przodownicy
kontaktów
Agata: Też sobie wymyśliłaś
- okulary czy soczewki... Przecież
to jasne jak słońce. Wyobraź
sobie: lato, plaża, nowy
kostium kąpielowy i co? Na
co założysz okulary słoneczne?
Dwie pary będziesz naraz nosić??
A może jak Janek, sprawisz
sobie te półprzyciemniane
badziewie?? A jak cię na basenie
będzie ktoś podrywał to
przecież nie będziesz mrużyć
ślepi, żeby wiedzieć jak wygląda,
nie?
Bogna: Sama wiesz jak to jest
- zmieniasz kolor włosów, trzeba
dopilnować, żeby wszystko
pasowało jak należy.. Kolor
oczu też...
Zuzanna Siorbaczek