Podczas skażenia chemicznego powietrza lepszym rozwiązaniem od ewakuacji może być schronienie się we własnym domu - wynika z badań brytyjskich naukowców.
Naukowcy z Uniwersytetu Bristolskiego badali autentyczną
sytuację, która wydarzyła się w Wielkiej Brytanii. W grudniu 1999
r. w fabryce sztucznych tworzyw w hrabstwie Devon wybuchł pożar.
Powietrze zostało skażone bardzo toksycznymi związkami chemicznymi.
Pierwszą reakcją służb ratunkowych było zarządzenie ewakuacji
pobliskich mieszkańców - podczas pierwszych sześciu godzin
wywieziono ok. 300 osób. Eksperci doradzili jednak, aby
pozostałych 800 mieszkańców pozostawić w ich własnych domach.
Dwa tygodnie po katastrofie przeprowadzono szereg badań
medycznych wszystkich ludzi w okolicy. Przeważnie uskarżali się
oni na dolegliwości takie jak na problemy z widzeniem, spuchnięte
oczy, wysypka na skórze, wymioty, oparzenia oraz problemy z
oddychaniem.
Jednocześnie okazało się, że problemy te występowały dwukrotnie
częściej u tych mieszkańców, którzy zostali ewakuowani -
dolegliwości zdrowotne miało 20 proc. z nich, w porównaniu do 9,5
proc. wśród tych, którzy schronili się w swoich domach.
"Niezaplanowana ewakuacja powoduje, że ludzie wychodzą z domów i
zanim oddalą się od miejsca katastrofy, są bezpośrednio narażeni
na kontakt ze skażonym powietrzem" - mówi jeden z badaczy Sanjay
Kinra.
Obecnie stosowane schematy postępowania w tego typu sytuacjach
uwzględniają opcję pozostawienia ludzi w ich domach. Często
podczas zagrożenia działa jednak odruch ucieczki ze skażonego
miejsca i ewakuacji - wskazują badacze.
Według nich, dokładne zamknięcie drzwi i okien redukuje kontakt
ze skażonym powietrzem nawet dziesięciokrotnie. Gdy wokół drzwi i
okien umieści się mokre ręczniki lub gazety, zagrożenie jest aż 50
razy mniejsze.
Szczegóły w piśmie British Medicine Journal.(PAP)