Dwutlenek węgla, wyklęty przez wielu jako przyczyna globalnego ocieplenia, prawdopodobnie uratował Ziemię przed zamarznięciem u początków jej istnienia - donosi internetowy serwis tygodnika "Science".
Przez pierwszy miliard lat swojego życia Ziemia była bardzo gorącym miejscem. Nieustające erupcje wulkanów wyrzucały na jej powierzchnię lawę, pył i gazy. Ale nasza planeta stygła i wszystko wskazywało na to, że podzieli los Marsa i temperatura na jej powierzchni spadnie poniżej 0 stopni Celcjusza. Gdyby do tego doszło, cała woda na Ziemi zamarzłaby, wykluczając powstanie życia.
Tak się jednak nie stało. Mimo iż Słońce świeciło w tamtym czasie 25 - 30 proc. słabiej niż obecnie, średnia temperatura na Ziemi była wystarczająco wysoka, by na powierzchni woda pozostała w stanie ciekłym i utworzyła oceany. To zjawisko znane jest nauce jako "paradoks młodego, chłodnego Słońca".
Dzisiaj badacze znają już rozwiązanie paradoksu. Klucz do tajemnicy skrył się w skale osadowej, odnalezionej w 2001 r. w Kanadzie. Skała ma 3,8 miliarda lat i zawiera syderyt, minerał zbudowany ze związków węgla i żelaza. "Aby skała ta powstała, atmosfera w tamtym czasie musiała być nasycona dwutlenkiem węgla" - mówi Stephen Mojzsis, geolog z Uniwersytetu Stanu Colorado.
Dwutlenek węgla prawdopodobnie pochodził z erupcji wulkanicznych. W swojej pracy prof. Mojzsis udowadnia, że stężenie gazu w tamtym czasie musiało być tysiąckrotnie wyższe niż obcenie. Taka jego ilość musiała spowodować efekt cieplarniany na bardzo dużą skalę. Dzięki niemu woda pozostała w stanie ciekłym i mogło się w niej rozwinąć życie. (PAP)