"Pigułka gwałtu" w chińskich zabawkach?

Chińskie zabawki - komplety magicznych koralików "Bindeez" zawierają substancję, która po połknięciu przekształca się w "pigułkę gwałtu", wykazały analizy prowadzone w Australii, po tym, jak doszło do zatrucia i hospitalizacji trojga dzieci, które połknęły paciorki.

W związku z tym Australia zakazała w środę sprzedaży około miliona wyprodukowanych w Chinach zestawów "Bindeez". Paciorki te w Australii wcześniej nazwano zabawką roku. Komplety "Bindeez" zawierają koraliki do układania na specjalnej podkładce różnych kolorowych wzorów.

Po spryskaniu wodą koraliki, pokryte nietoksycznym klejem, łączą się, tworząc trwały wzór. Jednak zamiast bezpiecznej substancji - 1,5-pentanediolu podczas ich produkcji użyto niebezpiecznego związku - 1,4- butanediolu. Po połknięciu może on przekształcić się w organizmie w substancję, z której wytwarzane są "pigułki gwałtu". Według przedstwiciela firmy produkującej zabawki, skażone niebezpieczną substancją koraliki trafiły najprawdopodobniej głównie do Australii.

Paciorki "Bindeez" pod kątem bezpieczeństwa sprawdzają obecnie władze Hongkongu. Australijski importer zabawek zapowiedział, że jeśli "Bindeez" wróci na półki sklepowe, paciorki będą pokryte specjalną, bardzo niesmaczną substancją. Na polskim rynku wyłącznym importerem i dystrybutorem koralików "Bindeez" jest firma COBI. Po sytuacji zainstaniałej w Australii zleciła ona laboratorium w Niemczech przeprowadzenie badań zabawek dostępnych w Polsce. Informację tę podał w czwartek prezes zarządu COBI Robert Podleś. Chodzi o siedem rodzajów produktów.

COBI szacuje, że w polskich sklepach może być około 40 tys. sztuk zabawek. Do momentu otrzymania wyników badań firma wzywa do natychmiastowego, całkowitego wstrzymania sprzedaży zabawek "Bindeez". "Badania chcieliśmy przeprowadzić w Polsce. Niestety laboratoria, do których zwróciliśmy się, nie są w stanie wykonać tak daleko idących testów" - powiedział PAP prezes COBI. Wyraził nadzieję, że do końca przyszłego tygodnia wyniki będą już znane. "Dzisiaj są wysyłane wzory, które dotrą najprawdopodobniej w piątek po południu" - wyjaśnił Podleś.

Niemieckie laboratorium zapowiedziało, że testy odbędą się najszybciej, jak to możliwe. Jednak sytuację komplikuje fakt, że badane będą próbki pochodzące z różnych partii dostaw. "Jeśli rodzic będzie zaniepokojony na tyle, że będzie chciał zwrócić produkt, wszelkie koszty przejmie firma. Dopuszczamy zwrot tych zabawek, nawet jeśli okaże się, że zabawka jest bezpieczna" - powiedział prezes. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) czeka na informację od COBI o uznaniu koralików za produkt niebezpieczny. Jak powiedziała PAP rzecznik UOKiK Małgorzata Cieloch, Urząd jest w stałym kontakcie z dystrybutorem koralików na polski rynek.

"Czekamy na przesłanie powiadomienia o tym, czy jest to produkt niebezpieczny i sposobie, w jaki przedsiębiorca zamierza wycofać z rynku ten produkt" - dodała. Urząd miał zlecić Inspekcji Handlowej kontrolę w sklepach, gdzie mogły być sprzedawane koraliki "Bindeez". Jednak decyzja ta została wstrzymana. "Prawo w Polsce polega na tym, że ten, kto wprowadził na polski rynek produkt niebezpieczny - bez względu na to, czy jest to dystrybutor, producent, właściciel hurtowni, czy też sprzedawca - powinien powiadomić Urząd w przypadku, gdy otrzymał informację, że jest to produkt niebezpieczny" - wyjaśniła Cieloch.

"Jeśli tego nie zrobi, grozi mu kara do 100 tys. zł za niezgłoszenie informacji o produkcie niebezpiecznym" - dodała. Zaznaczyła, że z nieoficjalnych informacji wynika, iż podobne oświadczenia w sprawie "Bindeez" od dystrybutorów zabawek, które dostał polski UOKiK, otrzymały urzędy w Niemczech, Finlandii, Szwecji i Danii. Ponadto poinformowała, że - według niepotwierdzonych doniesień - "Komisja Europejska przygotowuje oficjalną informację w sprawie powiadomienia wszystkich urzędów na terenie UE w związku z niebezpieczną zabawką". (PAP)


Komentarze
Polityka Prywatności