Powodzi nie da się całkowicie uniknąć, można jedynie łagodzić ich skutki. Przy dużych wezbraniach rzek nie pomogą zbiorniki retencyjne; lepiej jest unikać osiedlania się na terenach zalewowych - uważa hydrolog z Politechniki Warszawskiej.
Jak ocenił, po 1997 r. w Polsce zrobiono bardzo wiele, by nie doszło ponownie do powodzi na taką skalę jak wówczas. Jednak, jego zdaniem, tempo wykorzystywania środków - w tym także unijnych - oraz wdrażania konkretnych technicznych rozwiązań powinno być szybsze. "Najwyższa pora podjąć jakieś decyzje, bo nawet w okolicach Warszawy stan wałów przeciwpowodziowych pozostawia wiele do życzenia" - powiedział.
Kuźniar zaznaczył, że powodzie w Polsce są często skutkiem decyzji sprzed wielu lat. W przypadku Wisły dotyczy to np. zmniejszenia rozstawu wałów przeciwpowodziowych w stosunku do naturalnych terenów zalewowych. "W czasach carskich Wiśle odebrano połowę tej szerokości, a później zmniejszano ją jeszcze bardziej. Dziś rozstaw wałów to niecałe tysiąc metrów, a to 1/4 naturalnej szerokości terenów zalewanych przez tę rzekę" - powiedział.
Pytany, jak zapobiegać powodziom w Polsce, Kuźniar powiedział, że odmienną strategię należałoby przyjąć w terenach podgórskich, a inną na niżu.
Jego zdaniem, na górskich dopływach rzek sens może mieć budowa zbiorników retencyjnych, które rozciągałyby przemieszczające się fale powodziowe. Na nizinach, przez które w czasie powodzi przepływają olbrzymie ilości wody, zbiorniki takie się nie sprawdzają. Tu dobrym rozwiązaniem byłoby - w jego ocenie - tworzenie polderów, które w okresie wezbrania rzek pozwoliłyby na rozlanie się nadmiaru wody z ich koryt i jej naturalną retencję. Jak zauważył, dawniej na nizinach częściej niż obecnie stosowano także przegrody dolinowe, czyli wały biegnące prostopadle od głównego wału przeciwpowodziowego aż do tzw. wysokiego brzegu. Przegrody takie były niegdyś m.in. w Warszawie.
Kuźniar podkreślił, że działania przeciwpowodziowe w Polsce powinny być kompleksowe i dotyczyć terenu całego kraju. "Trzeba pamiętać o tym, że poprawa stanu w górnym biegu rzeki, w gorszej sytuacji stawia tych, którzy mieszkają niżej, bo dochodzą do nich większe ilości wody" - zaznaczył.
W jego ocenie, w Polsce przy sporządzaniu miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego zbyt rzadko bierze się pod uwagę granice terenów zalewowych rzek. Jak podkreślił, plany nie powinny dopuszczać do powstawania tam zabudowy mieszkaniowej. "Na niektórych terenach, które naturalnie są zalewane przez rzeki, dziś znajdują się całe wsie. Tak jest m.in. na Równinie Kozienickiej" - powiedział.