Sól o mocniejszym smaku, niskokaloryczny cukier oraz tłuszcz, po którym nie utyjemy – tak wyglądają skutki zastosowania nanotechnologii w przemyśle spożywczym. Naukowcy zapowiadają nową generację „chemii” kulinarnej, która ma być nie tylko smaczna, ale i zdrowa.
Sól kuchenna (chlorek sodu, czyli NaCl) jest wszechobecna. Hojnie
dosypujemy ją do potraw i na dodatek zjadamy ją w wielu gotowych
produktach. Dietetycy biją na alarm – od nadmiaru sodu coraz częściej
chorujemy na nadciśnienie tętnicze i przedwcześnie umieramy. Ale
odzwyczaić się od słonego smaku jest trudno, a dostępne na rynku
substytuty soli najczęściej są przy okazji gorzkawe. Co można zrobić?
Przerobić stary dobry NaCl tak, aby stał się bardziej słony! Taki cel
przyświeca badaczom pracującym dla Frito-Lay, przekąskowej gałęzi
koncernu PepsiCo. „Normalnie jedynie 20 proc. soli znajdującej się na
chipsie ma szansę rozpuścić się na języku, nim zostanie on pogryziony i
przełknięty. Pozostałe 80 proc. nie zapewnia żadnych wrażeń smakowych” –
mówi dr Mehmood Khan, szef działu badawczego firmy. Wystarczyło jednak
trochę „przeprojektować” kryształy NaCl, by szybciej się rozpuszczały, a
więcej smaku zostawało na języku. To jeden z przykładów na to, jak
dobre efekty może dać „nanotechnologiczne” poprawianie żywności.
„Nasza
»nowa sól« może trafić na rynek bez dodatkowych testów i zezwoleń, bo
chemicznie nadal jest to zwykły chlorek sodu” – wyjaśnia dr Khan.
PepsiCo twierdzi, że docelowo zamierza – nie tylko w ten sposób –
obniżyć zawartość sodu w chipsach o 25 proc.
Zaawansowane są
także prace nad słodszym cukrem – wzmacniaczami słodyczy, którymi
zajmuje się m.in. amerykańska firma Senomyx. Testowane przez nią
substancje zwiększają intensywność smaku fruktozy (cukru owocowego),
sukralozy (sztucznego słodzika o zerowej kaloryczności) czy sacharozy
(cukru stołowego) – w przypadku tej ostatniej nawet o 50 proc. Jednak
prawdziwe zwycięstwo w walce o bardziej dietetyczną żywność może
przynieść pokonanie odwiecznego przeciwnika producentów – goryczy.
Ten
smak sygnalizuje, że jedzenie może być trujące czy zepsute, ale też jest
wyraźnie wyczuwalny w wielu warzywach czy dodatkach takich jak
konserwanty. Dlatego właśnie gotowe produkty zawierają tak dużo soli,
cukru czy tłuszczu, które z jednej strony maskują gorzkie nuty, ale z
drugiej rujnują nasze zdrowie.
Rozwiązaniem mogą być inhibitory goryczy –
substancje blokujące receptory odpowiedzialne za odczuwanie tego smaku.
Nad takimi chemikaliami od kilku lat pracuje m.in. firma Redpoint Bio.
Niedawno wyrosła jej konkurencja – połączone siły Amerykanów z Givaudan
Flavours Corporation oraz Niemców z Deutsche Institut für
Ernährungsforschung w Poczdamie.
Badana przez nich substancja
GIV3727 potrafi zablokować odczuwanie gorzkiego posmaku, jaki mają
popularne słodziki – sacharyna i acesulfam potasowy (na etykietce często
pojawia się jako „acesulfam K”). W odróżnieniu od znanych wcześniej
inhibitorów, GIV3727 nie wpływa na odczuwanie innych smaków.
A ponieważ
substancja ta została już dopuszczona do użytku przez amerykańską
Agencję ds. Żywności i Leków (FDA) jako dodatek spożywczy, wkrótce może
się pojawić w dostępnych za oceanem produktach, np. dietetycznych
jogurtach, napojach czy gumie do żucia. Jest też szansa, że dzięki
GIV3727 będzie można złagodzić paskudny smak wielu lekarstw, choćby
antybiotyków dla małych dzieci.
Kolejny wróg dietetyków nie może całkowicie zniknąć z naszych
talerzy. Tłuszcz jest bowiem odpowiedzialny za konsystencję jedzenia –
kremową konsystencję sosów czy lodów albo soczystość mięsa. W licznych
produktach typu „light” próbuje się częściowo zastąpić go wodą, ale
efekty smakowe bywają dalekie od ideału. W laboratoriach powstają więc
coraz bardziej pomysłowe substytuty tłuszczu.
Jednym z nich jest
Nutrigras, obmyślony przez technologów amerykańskiej HF Food
Technologies. Zawiera jedynie 9 proc. tłuszczu roślinnego – reszta to
woda (62 proc.) i skrobia kukurydziana. Sekret tkwi w umiejętnym
wymieszaniu tych składników. Emulsja jest ustabilizowana za pomocą
skrobiowych mikrokapsułek, przy czym produkt może mieć postać zarówno
płynu, żelu, jak i proszku. Nadaje się do stosowania w potrawach
mięsnych (np. zamiast tłuszczu, który dodaje się do zmielonej wołowiny,
by hamburgery były soczyste po ugrillowaniu), do lodów (jako substytut
śmietany), w ciastach, deserach, sosach czy zupach. Efekt – dobry smak,
dłuższa trwałość i znacznie mniej kalorii niż w przypadku zwykłego
tłuszczu.
Na podobnej zasadzie można przygotować nanomajonez. W
standardowej wersji z oleju i żółtek mamy do czynienia z emulsją
składającą się z malutkich kropelek tłuszczu „ustabilizowanych”
warstewką białek z jajka. Jak nieco odchudzić ten sos, nie niszcząc przy
tym jego kremowej konsystencji? „Faszerując mikrokropelki tłuszczu
nanokropelkami wody” – uważa prof. Victor Morris z brytyjskiego
Institute of Food Research. Jego zdaniem tak rozwodniony majonez nadal
będzie dobrze smakował, choć nikt jeszcze nie przetestował tej koncepcji
w praktyce.