Prezes stowarzyszenia fiakrów, wożących turystów do Morskiego Oka, Stanisław Chowaniec nie widzi innego ekologicznego transportu do Morskiego Oko jak transport konny. Jego zdaniem melex nie poradzi sobie w trudnych warunkach atmosferycznych. „Melex jest malutki i nadaje się na płytę lotniska lub pole golfowe, ale nie w góry. Gdyby na trasę wjechały meleksy, musielibyśmy zrezygnować z hodowanych przez nas koni. Koń musi być w ciągłym ruchu, aby zachować dobrą kondycję i swój dobry stan fizjologiczny” – argumentuje.
Wiesław Rzepka z Gronia, właściciel sześciu koni, który jako pierwszy z fiakrów testował melex, ocenia, że pojazd prowadzi się w miarę dobrze. Zastrzega jednak, że do elektrycznego auta wejdzie maksymalnie siedmiu turystów i pozostanie niewiele miejsca na bagaż. "Akumulatory trzeba zmieniać co dwa kursy, a wyczerpane ładują się sześć godzin” – dodaje.
Elektryczny pojazd jechał pod górę z prędkością 10 km na godzinę, czyli nieco szybciej niż konny zaprzęg. Podróż z Polany Palenicy do Włosienicy trwała około 40 minut.
Inny z wozaków zauważa, że turyści podróżujący wozem siadają na ławie wzdłuż pojazdu i mogą podziwiać widoki, tymczasem w meleksie są rzędy podwójnych siedzeń.
Wśród turystów zdania na temat wprowadzenia pojazdu elektrycznego były podzielone. „Nie zamieniłabym meleksa na konia. Przejażdżka koniem to kontakt z naturą i frajda dla dzieci, które uwielbiają przejażdżki zaprzęgami. Koń od wieków był siłą pociągową, służył na wojnach, pracował w polu – to jest końska praca. Ja bym nie zabierała góralom tego zajęcia” – mówi Helena Stefańska z Kutna.
Inna turystka stwierdza, że nie przemawiają do niej argumenty ekologów. „Nikt tych koni nie maltretuje, usunięcie ich z przestrzeni publicznej byłoby dla nich wyrokiem śmierci” – mówił pani Honorata ze Stargardu Szczecińskiego.
Inni turyści uważają, że praca koni na tej trasie jest ponad siły zwierząt. „Domyślam się, że skoro konie nie będą potrzebne, to mogą trafić do rzeźni, ale na dłuższą metę pojazdy elektryczne to lepsze rozwiązanie” – mówi turystka z Wrocławia.
Testowany pojazd elektryczny napędzany jest ośmioma akumulatorami. Moc silnika to 4,5 kilowata. Aby obsłużyć taką liczbę turystów, jak obecnie obsługują fiakrzy, to dziennie musiało by jeździć 40 meleksów.
Pomysł zastąpienia zaprzęgów konnych pojazdami elektrycznymi pojawił się po padnięciu konia na trasie do Morskiego Oka w lipcu 2009 r. Jeden z turystów nagrał zdarzenie i opublikował w internecie. 10 sierpnie 2014r. na drodze do Morskiego Oka padł kolejny koń. Zdaniem ekspertów konie padły z powodu nagłego zachorowania, a nie przez przemęczenie.
Konie pracujące na szlaku do Morskiego Oka są szczegółowo badane weterynaryjnie przed każdym sezonem turystycznym. Na wozie może być przewożonych 12 turystów. Na trasie pracuje 60 wozaków utrzymujących w sumie 300 koni.
Refleksja od redakcji: jak zastąpimy te konie melexami, to one niestety pójdą pod nóż. I dla niektórych turystów jest ok. To w takim razie co mamy zrobić z wszystkimi, którzy tracą pracę na rzecz maszyn? Całkiem niedługo prawie cała produkcja będzie wytwarzana przez maszyny czy roboty. Teraz konie, później my staniemy się zbędni:(