Małe co nieco dla galaktyki

Dział: Kosmos

Opierając się na obecnie dostępnych wynikach obserwacyjnych i przewidywaniach teoretycznych naukowcy zakładają, że - w znacznym oczywiście uproszczeniu - ewolucja dużych galaktyk, takich jak i nasz własny galaktyczny dom, Droga Mleczna, przebiegała i przebiega dalej w następujący sposób: niewielkie zagęszczenia w pierwotnej “zupie” materii powodowały, iż skupiska te nabierały masy, co prowadziło z kolei do powstawania pierwszych gwiazd, zgrupowanych w ograniczonej przestrzennie strukturze. Źródło: blogbox.com.pl

Struktury te - przypominające dzisiejsze nieregularne galaktyki karłowate - podlegały przemożnemu oddziaływaniu grawitacji, zbijając się z czasem w większe obiekty, wyróżniające się wśród otoczenia większą masą i grawitacją. Później cały proces przebiegał już, można by tak to określić, łańcuchowo - większa galaktyka “połykała” sąsiadów, stając się jeszcze większą, by móc posilić się kolejnymi satelitarnymi galaktykami, i tak dalej, i tym podobnie, aż do dzisiejszego dnia.

Zdaniem naukowców tak właśnie mniej więcej w skrócie przebiegała również ewolucja Drogi Mlecznej i niezliczonej ilości pozostałych dużych galaktyk. Obecnie wydaje się, że nasza lekko podstarzała już galaktyka robi sobie poobiednią drzemkę i stara się unikać nadmiaru kosmicznych “kalorii” - procesy obserwowane jako “połykanie” kolejnych obiektów z naszego galaktycznego otoczenia nie są tak częste i gwałtowne, jak prawdopodobnie wyglądało to przed miliardami lat. Nie oznacza to jednak, że Droga Mleczna zapełniła sobie “żołądek” na wsze czasy i już niczego nie zaakceptuje na deser - wystarczy wspomnieć choćby o Obłokach Magellana (o podejrzanej aktywności Drogi Mlecznej pod kątem Obłoków pisałem tutaj), najświeższe zaś odkrycia potwierdzają, że nasza Galaktyka ciągle lubi sobie coś jednak przekąsić.

Naukowcy z Australian National University (ANU, Canberra, Australia), ściślej rzecz biorąc zespół astronomów pod kierownictwem dr Stefana Kellera, w pracy opublikowanej w kwietniowym wydaniu pisma Astrophysical Journal opisują swoje obserwacje - obserwacje, które potwierdzają istnienie olbrzymiego strumienia kosmicznych “szczątków”, rozciągających się się od jednej z sąsiednich galaktyk ku Drodze Mlecznej. Pechową galaktyką, która znalazła się ciut za blisko Galaktyki i tym samym zdaje się wpadła w niezłe tarapaty, jest galaktyka karłowata zwana Karłem Strzelca (Sagittarius) o masie zaledwie 1/10 tysięcznej masy naszej Galaktyki. Obiekt ten w czasie swych wojaży wokół Drogi Mlecznej przybliżył się do niej na niebezpieczną odległość i tym samym przypieczętował swój marny los - galaktyka Sagittarius podlega obecnie przemożnym siłom pływowym Galaktyki, które rozciągają ją i rozrywają, wyrywając jednocześnie wspomniany strumień gwiazd.

Można by oczywiście zapytać, w jaki sposób astronomowie z ANU doszli do takich wniosków, skoro trudno się spodziewać, by gwiazdy Sagittariusa były w jakiś cudowny sposób wyraźnie odmienne od gwiazd Galaktyki, między którymi widzimy przecież “szczątki”. Jednak wszystko da się wykombinować - naukowcy przejrzeli ponad 15 tysięcy (!) zdjęć nieba, poszukując wśród niezliczonej ilości gwiazd obiektów o specjalnej charakterystyce: gwiazd zmiennych typu RR Lyrae, które - choć podobne do cefeid (o tych gwiazdach więcej pisałem tutaj) - różnią się od nich w pewien sposób.

Więcej na blogbox



ostatnia zmiana: 2008-04-29
Komentarze
Polityka Prywatności