Genetyka kliniczna w służbie każdego z nas
Każdy z nas jest nosicielem, co najmniej dwóch zmutowanych genów dotyczących schorzeń dziedziczących się w sposób autosomalny recesywny. Nasze komórki ulegają mutacjom i naprawom w toku ich życia rozwojowego.
W komórkach rozrodczych tworzą się mutacje genów i zmiany epigenetyczne prowadzące do schorzeń uwarunkowanych genetycznie. Problemy genetyczne mogą więc pojawić się w każdej rodzinie - mówi prof. Alina Midro.
Badaczka tłumaczy, czym zajmuje się wprowadzona stosunkowo
niedawno nowa specjalność lekarska - genetyka kliniczna.
Około stu badaczy z całej Polski, wśród nich genetycy medyczni,
goście z Londynu na czele z dr Falkowskim Rektorem PUNO oraz
wileńscy logopedzi spotkali się w Wilnie na XII Międzynarodowej
Konferencji "Nauka a jakość życia".
Od 10 lat polscy naukowcy z
różnych stron świata prowadzą tam interdyscyplinarne dyskusje o
tym, w jaki sposób postępy nauki wpływają na jakość życia. Na logo
konferencji widnieją słowa: Wiara, Oświata i Zdrowie. "Takiego
zestawu istotnych znaczeń dla człowieka nigdy na konferencjach nie
spotkałam" - mówi prof. Alina T. Midro z Uniwersytetu Medycznego w
Białymstoku.
"Nasza specjalność jest jeszcze słabo rozpoznawana społecznie" -
przyznaje prof. Midro. Dlatego za swoistą misję uznała organizację
sesji o tematyce genetycznej. Profesor opowiada serwisowi "Nauka w
Polsce" o wykładach swoich kolegów - naukowców analizujących
medyczne aspekty zaburzeń genetycznych występujących u człowieka.
Problematykę płodności, jej braku i bezdzietności w skali
globalnej poruszył prof. Maciej Kurpisz z Instytutu Genetyki
Człowieka PAN. Jego zdaniem, należałoby pochylić się nad każdym
człowiekiem pozbawionym możliwości prokreacji, poszukiwać
przyczyny tego stanu nie tylko u kobiet, ale również u mężczyzn.
Naukowiec przekonywał, że mężczyzna na równi z kobietą znacznie
częściej poddawaną działaniom diagnostycznym, może odpowiadać za
bezdzietność. Profesor Kurpisz, specjalista łączący problemy
genetyki z andrologią, opowiadał o zaburzeniach genetycznych na
poziomie mejozy i innych uwarunkowaniach ograniczających zdolności
mężczyzny do wytwarzania plemników.
Jak tłumaczył, metody objawowego rozwiązywania problemu, czyli
metody wspomaganego rozrodu (ART) mogą nieść zagrożenia w postaci
niskiej masy ciała noworodków urodzonych po zastosowaniu metody in
vitro czy zaburzeń naznaczania piętna genomowego prowadzące do
schorzeń takich jak zespół Silvera i Russella czy Beckwitha-
Wiedemanna ze zwiększoną predyspozycją do powstawania nowotworów.
Prof. Małgorzata Krajewska-Walasek, kierownik Zakładu Genetyki
Medycznej Centrum Zdrowia Dziecka, przedstawiła wyniki badań
dzieci z zespołem Smitha, Lemli i Opitza w skrócie (SLO),
wywołanego zaburzeniami przemiany cholesterolu które bardzo często
nierozpoznawalne pozbawione są właściwego leczenia uzupełniającego
cholesterol. Jak wykazały badania epidemiologiczne kierowanej
przez nią grupy badawczej, to schorzenie jest równie częste jak
mukowiscydoza dziedzicząca się w sposób autosomowo recesywny.
"Nie zawsze uświadamiamy sobie, że zespoły uwarunkowane
genetycznie są częste. Tylko ich różnorodność sprawia, że każdy
poszczególny zespół składający się na tą różnorodność jest rzadki"
- komentuje prof. Midro. Jak szacuje, zespołów genetycznych jest
tysiące, a około 16 tysięcy zarejestrowanych jest w internetowej
bazie OMIM.
Problemy diagnostyki prenatalnej w poradni genetycznej
lekarze-badacze przedstawili na przykładzie rodziny obciążonej
translokacją chromosomową wzajemną. Jak wyjaśnia prof. Midro,
translokacje takie polegają na zmianie położenia odcinków
chromosomowych, wymienianych pomiędzy chromosomami należącymi do
innej pary.
"Każdy z nas może być nosicielem takiej translokacji
chromosomowej, ponieważ najczęściej sama wymiana odcinków
chromosomowych nie wywołuje drastycznych zmian fenotypowych.
Dowiadujemy się o tym, kiedy urodzi się dziecko z wadami
rozwojowymi, zdarzą się nawracające poronienia samoistne albo
ciąże obumarłe" - mówi profesor.
Analizy doprowadziły naukowców do pytania, czy w przypadku wad
letalnych należy wykonywać diagnostykę prenatalną, czy raczej
objąć opieką hospicyjną dziecko z wadami letalnymi i jego rodzinę
aż do naturalnej śmierci.
Jak zauważa profesor, nie ma definicji wad letalnych wywołanych
zaburzeniami genetycznymi i dlatego istnieje duża dowolność
interpretacji zmian fenotypowych wywołanych zaburzeniami podłoża
genetycznego. Nie ma też właściwych uregulowań prawnych
warunkujących właściwy sposób postępowania lekarskiego w
przypadkach życia prenatalnego (dzieci, płodów) w rodzinach
obciążonych występowaniem zaburzeń genetycznych.
Z obserwacji badaczki wynika, że rodzice pozostawieni sami sobie
borykają się z wyborami moralnymi i konsekwencjami niejednokrotnie
nieprawidłowo podanej przez różnych specjalistów informacji o
zawsze podwyższonym ryzyku wad u potomstwa w przypadku
translokacji chromosomowej i wskazaniach do diagnostyki
przedurodzeniowej.
Prof. Midro zaznacza, że prawdopodobieństwo urodzenia dzieci z
wadami rozwojowymi zmienia się w zależności od tego, jakie
chromosomy biorą udział w translokacji i w którym miejscu
następuje punkt złamania wymieniających się segmentów. Ryzyko jest
więc indywidualnie zmienne, a w wielu przypadkach nie musi być
podwyższone.
Jak podsumowuje prof. Midro, lekarzy genetyków klinicznych jest
jeszcze niewielu, a potrzeby ogromne. Częstość występowania wad
rozwojowych u noworodków jest szacowana na 3-4 proc. wg danych z
Polskiego Rejestru Wad Wrodzonych. Nadzieją jest
interdyscyplinarna współpraca w zakresie poradnictwa genetycznego,
diagnostyki, terapii i opieki nad osobami dotkniętych wadami
rozwojowymi. (PAP)
ostatnia zmiana: 2008-07-21