Hamam – turecka łaźnia „parowa” – towarzyszyła dawniej Turkom o wiele częściej, niż ma to miejsce w czasach dzisiejszych, gdy niemal w każdym domu znajdzie się łazienka. Hamam jest bezpośrednią następczynią łaźni rzymskiej, a więc coś z kultury czasów antycznych z domieszką tradycji Wschodu przetrwało w oryginalnej symbiozie po współczesność, zdaje się, że niezmiennie – i to chyba jest najbardziej podniecające.
Po wejściu do łaźni spotkamy się z dwiema postawami. Pierwsza przejawia się zazwyczaj powitaniem: Hello my friend, welcome, where are you from? po czym nastpuje seria uprzejmoci, namawianie nas aman angielszczyzn lub niemczyzn na wzicie kpieli; natomiast druga postawa wyraa si samym spojrzeniem, po którym atwo odgadn myli siedzcego za lad Turka: Co zacz i skd to? Oczywicie sytuacje w rodzaju tej pierwszej czekaj nas w duych, turystycznych orodkach, z drug postaw zetkniemy si na prowincji, zwaszcza na wschodzie kraju. Abstrahujc jednak od tych przyziemnych problemów, pora przej do sedna.
W łaźni do wyboru mamy wiele możliwości. Możemy wziąć kąpiel (banyo) solo, kąpiel z myciem przez drugą osobę (kese lub köse) i kąpiel z masażem (masaj). Wszystkie warianty są wypisane na cenniku, a najdroższym jest ostatni, czyli tzw. komplet: banyo, kese i masaj. Trzeba napomknąć, że są dwa rodzaje masażu: zwykły, czyli suchy, oraz bardziej luksusowy w postaci nacierania olejkami aromatycznymi. W różnych hamamach różne są też techniki masażysty: od zupełnie prostackich (walenie pięściami po plecach) po te bardziej wysublimowane (gniecenie bicepsów). Po wybraniu któregoś z wariantów otrzymujemy od łaziebnego ręcznik, pasiastą chustę oraz kluczyk do szafki czy też kabiny. Dodatkowo możemy dokupić sobie za przysłowiowe grosze mydełko i szampon w malutkiej buteleczce.
Zdjąwszy ubranie (mężczyźni zawiązują na sobie chusty, natomiast kobiety mogą wejść całkowicie nago), wkładamy plastykowe klapki (wyposażenie łaźni) i kierujemy się w głąb hamamu. Pierwsze pomieszczenie to sala z podgrzewaną podłogą, w której jest bardzo parno i duszno. Kładziemy się tu na marmurowych ławach, na gorącym podeście zwanym göbek taş. Wdychamy wilgotne powietrze i rozluźniamy mięśnie, uspokajając przy tym myśli. Jeśli zamówiliśmy mycie, to zabierze się do nas łaziebny, podchodząc z mydłem i lnianą, szorstką rękawicą, którą wprawnie zacznie nas szorować. Bądźmy pewni, że po jego zabiegach będziemy czyści jak nigdy w życiu. Jeśli poskąpimy lir na tę przyjemność, będziemy musieli umyć się sami, podchodząc do basenów z ciepłą i zimną wodą. Ze zbiorników nabieramy wodę wiadrami lub mniejszymi naczyniami i polewamy się, mydlimy, polewamy, szorujemy, mydlimy, polewamy, mydlimy, szorujemy i polewamy…
Po tych czynnościach kolej na masażystę. Wymasuje nas w 5 min, przykładając się do swej pracy lub nieco ją lekceważąc. Jeśli nie wykupimy sobie masaj, poprośmy towarzysza podróży o tę przysługę, a w razie jego braku pogniećmy się własnoręcznie. Zażywanie kąpieli dobiega końca. Przechodzimy do pomieszczenia, gdzie spłukujemy się do czysta, zakładamy suchą chustę i udajemy się do pomieszczenia z szafkami lub naszej prywatnej kabiny. Tu kładziemy się na drewnianych ławach w celu zaaklimatyzowania się, przyzwyczajenia do normalnego powietrza i temperatury. Zamawiamy çay, możemy sobie nawet uciąć drzemkę. Pobyt w tureckiej łaźni to doprawdy niezapomniane przeżycie, jedyne w swoim rodzaju.