Nie wiadomo, skąd teatr cieni (od głównego bohatera zwany w Turcji Karagöz) przywędrował do Anatolii, ale pochodzi on prawdopodobnie z południowo-wschodniej Azji. W każdym razie na swój dwór wprowadził go sułtan Selim I, który podpatrzył tę sztukę w Egipcie zdobytym w 1517 r. Jednakże legenda o powstaniu teatru czyni jego ojczyzną właśnie imperium Osmanów. Głosi ona, że w czasach sułtana Orhana (XIV w.) przy budowie meczetu w Bursie pracowali dwaj zabawni rzemieślnicy: kowal Hacvat i murarz Karagöz. Ich żarty i czasami bezwstydne rozmowy dotyczące sułtana odciągały od pracy nie tylko ich, ale również innych robotników. Orhan tak się wzburzył, że kazał obu żartownisiów powiesić. Potem tego żałował, a widzący skruchę władcy derwisz Şeyh Küşteri zbudował ekran, na tle którego poruszane figury ożywiły na nowo Hacvata i Karagöza.
Każda sztuka zaczyna się następująco: najpierw na scenie pojawia się Hacvat – uosobienie spokoju i rozwagi, związany moralnymi zasadami. Śpiewa pieśń, recytuje wiersze, opowiada, o czym będzie sztuka, a potem szuka partnera do rozmowy. Na scenie pojawia się Karagöz (Czarne Oko), który jest nieukiem, reprezentuje prosty lud, ale jego humor jest cięty i trafny. Dialog przez nich prowadzony za każdym razem kończy się bójką, przeważnie na skutek ignorancji i nieustępliwości Karagöza, który używane przez Hacvata słowa perskie i arabskie zawsze pojmuje fałszywie.
Po dialogu następuje przedstawienie właściwe, z udziałem wielu postaci, zawsze z przesłaniem i końcowym morałem, dającym trochę do myślenia. Treść wiąże się z problemami życia codziennego, odzwierciedlając jednocześnie wielowiekową tradycję tureckiego ludu. Karagöz był w Turcji żywy i popularny szczególnie w czasach imperium, wystawiany na wielu przyjęciach z różnych okazji: od wesela po obrzezanie, w długie wieczory ramadanu oraz na ulicy – teatr cieni towarzyszył zarówno prostemu ludowi, jak i wyższym sferom.
Informacjami o tureckim teatrze cieni w XIX w. podzielili się z nami polscy podróżnicy, m.in. orientalista Ignacy Pietraszewski, który bawiąc w 1. poł. XIX w. w Stambule, oglądał przedstawienia Karagöz. Aktorzy – jak stwierdził – improwizując bez żadnego przestrzegania przyzwoitości w ustach, przedstawiają zwykle trzeźwego biedaka i magnata opitego rozkoszą, łzami, krwią i gwałtami najświętszych praw natury. Z kolei inny powieściopisarz i działacz demokratyczny na emigracji Zygmunt Miłkowski, przebywając w Stambule w latach 1856 – 58, taki oto zostawił nam przekaz: Po wszystkich dzielnicach miasta urządza się teatrzyki marionetek i dają przedstawienia, których treść, sens i dowcip cały obraca się niby na osi stosunku płciowego, przedstawionego w sposób najbardziej sprośny. Ławki widzów zajmują ludzie dojrzali, w większości jednak ogromnej – dzieci płci obojga. Słabo mi się robiło na widok ciekawości, z jaką się temu przypatrywały ośmiu- i dziesięcioletnie chłopaki i dziewczęta.
Teatr jest obsługiwany przez jednego mistrza (a przynajmniej powinien być), który poruszając figurkami, użycza im głosu. Figury mają wysokość 10 –