Obecny kryzys w światowej motoryzacji przyspieszy postęp technologiczny w tej branży i w perspektywie kilku lat spowoduje, że auta będą nowocześniejsze, tańsze i bardziej dostępne - ocenia prof. Andrzej Barczak z Akademii Ekonomicznej w Katowicach.
Jego zdaniem, osłabienie popytu na nowe auta, zmniejszenie dostępności kredytów i związany z tym regres w motoryzacji, paradoksalnie wymusi na firmach motoryzacyjnych szybkie działania dostosowawcze - wprowadzenie nowych technologii i produktów - tym bardziej, że od ich podjęcia często uzależniona jest rządowa pomoc dla samochodowych koncernów.
Ekonomista ocenił, że wszystkie doraźne metody wsparcia motoryzacji - premiowanie bardziej ekologicznych silników, dopłaty do aut w przypadku złomowania starego samochodu itp. - są wskazane, aby procesy dostosowawcze w branży motoryzacyjnej przebiegały bez zakłóceń. Prof. Barczak podkreśla jednak, że stosowanie tych mechanizmów powinno być skierowane do konsumentów, a nie producentów aut.
"Rządy powinny przez jakiś czas pomagać motoryzacji, ale wspierając konsumentów, a nie firmy - czyli wzmacniać popyt, a nie podaż. Gdy będziemy wzmacniać podaż, to przejdziemy do realnego socjalizmu" - podsumował prof. Barczak.
Zdaniem ekonomisty, w długoterminowej perspektywie kryzys wzmocni motoryzację, zamiast - jak mogłoby być w innych, schyłkowych branżach - przyczynić się do jej upadku. Samochody pozostaną bowiem produktem potrzebnym. "Ludzie są przyzwyczajeni do wolności. Dlatego komunikacja publiczna nigdy zupełnie nie zastąpi komunikacji samochodowej" - wskazał.
Obecnie na rynku motoryzacyjnym - mówił profesor - działa prawo inercji - producenci i dilerzy obniżają ceny, zmieniają wyposażenie samochodów, by skłonić klientów do ich kupna, ale głębsze zmiany nie następują. Tymczasem najważniejsze są zmiany strukturalne i technologiczne, które - według Barczaka - na pewno nastąpią, choć wymaga to kilku lat czasu.
Zdaniem Barczaka, Górny Śląsk pozostanie polskim zagłębiem motoryzacyjnym, bo ma odpowiednie kadry i infrastrukturę. Nie należy więc spodziewać się, że kryzys, choć głęboki, spowoduje szybkie zamykanie zlokalizowanych tu fabryk; potrzebna jest natomiast przynajmniej czasowa redukcja zatrudnienia.
W Katowickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej, gdzie działa m.in. fabryka samochodów Opla i fabryka silników Ispol (należąca do koncernów General Motors i Isuzu) 60 proc. wszystkich nakładów inwestycyjnych i 43 proc. miejsc pracy przypada na branżę motoryzacyjną. Za dużymi fabrykami w strefie ulokowali się ich kooperanci.
Według wcześniejszych informacji ekspertów, w zeszłym roku w Polsce wyprodukowano ponad 1 mln aut, w tym roku spodziewany jest spadek o jedną trzecią. Szacuje się, że przełoży się to na 25- procentowy spadek zatrudnienia w sektorze motoryzacyjnym, gdzie w minionym roku pracowało ponad 190 tys. osób. Związki zawodowe szacują, że pracę straci ok. 47 tys. osób. Część z nich już zwolniono.(PAP)