Kilkumilimetrowe złote znaczniki wszczepiane chorym na raka gruczołu krokowego w Centrum Onkologii - Instytucie im. M. Skłodowskiej-Curie w Gliwicach pozwalają precyzyjnie naświetlać chorych podczas radioterapii i uniknąć groźnych odczynów popromiennych.
Nowotwór gruczołu krokowego, czyli stercza lub prostaty, jest drugim co do częstości występowania wśród mężczyzn, po raku płuc. Jak podkreśla zastępca dyrektora ds. klinicznych gliwickiego centrum prof. Leszek Miszczyk, leczenie utrudnia położenie gruczołu - leży pomiędzy przednią ścianą odbytnicy a dolną ścianą pęcherza moczowego. W dodatku porusza się, zależnie od wypełnienia pęcherza i odbytnicy.
Chociaż lekarze przed każdym napromienianiem sprawdzali za pomocą tomografii komputerowej lub innych metod obrazowania położenie organów chorego, to zawsze potrzebny był jednak margines zapewniający naświetlenie całego nowotworu, który obejmował również sąsiadujące organy i powodował duże odczyny popromienne.
W przypadku odbytnicy doprowadzały one do jej stanu zapalnego, krwawień, biegunek i bólu. W przypadku pęcherza napromienianie prowadzi do powstania cienkościennych naczynek krwionośnych w błonie śluzowej, które mogą krwawić, doprowadzając nawet do anemii. Napromienienie odbytnicy i pęcherza doprowadza też do zwłóknienia ich ścian. O ile w przypadku odbytnicy to nie ma istotnego znaczenia, to w przypadku pęcherza powoduje znacznie zmniejszenie jego pojemności, a co za tym idzie - częstsze oddawanie moczu.
"Aby zmniejszyć margines ryzyka powikłań, konieczne było więc coś, co będzie łatwe do zobrazowania, a nie obciąży chorego" - wyjaśnił prof. Miszczyk.
W ten sposób jesienią zeszłego roku rozpoczął program wszczepiania chorym na nowotwór stercza złotych znaczników - kilkumilimetrowych kotwiczek, umieszczanych w tym miejscu na stałe. "Podczas radioterapii są świetnie widoczne, a nie dają żadnych objawów ubocznych. Wszczepiliśmy je już ponad 200 chorym, nie było żadnych powikłań" - powiedział prof. Miszczyk.
"Zmniejszając margines napromieniania, wyeliminowaliśmy odczyny popromienne. Jest natomiast jeszcze za wcześnie, by powiedzieć, jaki ma to skutek dla wyleczalności. Na pewno jednak zwiększa komfort życia chorych i ogranicza nieprzyjemne dla nich skutki leczenia" - podsumował naukowiec.